niedziela, 30 grudnia 2012

Jak szczoteczka BabyOno pomaga nam w ząbkowaniu.

    Przedwczoraj i wczoraj Kubuś zasypiał z utrudnieniami ząbkowymi. Oczka już mu się same zamykały, ale wyżynające się zębole nie dawały zasnąć w spokoju. Maść pomagała na chwilę. Gryzak też mocno został używany. Ale najlepszym sposobem okazało się pogryzienie tatowego palca w wygodnej pozycji leżącej wtulając się w silne ramię troskliwego rodzica. Potem pałeczkę, dzidziula raczej przejęła mamusia. A jako, że mamusia choć paluchy do wrzątku na chwilę wsadzi, to na ugryzienia odporna jest nie bardzo, wycwaniła się stosując jako ochronkę nakładkę na palca służącą do pielęgnacji jamy ustnej noworodków. O taką właśnie:

źódło
Okazała się rewelacyjna jako znieczulacz dla mojego palca, oczywiście na tym etapie wyszczerbienia paszczowego Małego, kiedy już obecne siekacze nie potrafią jeszcze posiekać silikonu. Nawiasem mówiąc jako szczoteczka dla noworodka też sprawdza się idealnie. Kubuś uwielbia mycie ząbków, języka, nawet wewnętrznej części policzków tym małym cudeńkiem.

Ale pisałam o ząbkach. Zastanawiałam się, który to ząb tak przeszkadza zasnąć mojemu szkrabowi. Wczoraj już było widać. Wyrżnęły się obie górne jedynki. I już po krzyku.

niedziela, 23 grudnia 2012

Ząbki :)

    Dziś krótko, ale treściwie :) Uwaga, uwaga... ta da dam. Pragnę pochwalić się Wam. Że na pokładzie żarłacza Kubusiowego, o dwa ząbki Małemu przybyło. Powitajcie pięknie zatem górnej i dolnej dwójki biel. 

A w ramach, chyba okrutnej rekompensaty Misiakowi ułamała się górna jedynka :(

czwartek, 20 grudnia 2012

(nie tylko) Świąteczne zakupy.

      Święta już tuż, tuż. Oknami i drzwiami wdzierają się do domów roznosząc radosną atmosferę.  W naszych domach nadszedł czas na porządki, gotowanie, przystrajanie kątów, zakupy. No właśnie, zakupy, to jest to, od czego się bronię rękami i nogami zwłaszcza w święta, kiedy to przychodzi mi wątpliwa przyjemność uczestnictwa w marszu zbiorowym do kasy. No, ale jakoś te nieszczęsne zakupy trzeba zrobić. I w tym miejscu pragnę krzyczeć w euforii " Dzięki Ci Panie Za Internet!" ,albowiem zakupy można popełnić online, ha. A jak się dobrze poszuka, to można wyhaczyć całkiem  fajne oferty przedmiotów używanych w bardzo przyzwoitych cenach. Co mnie i mojego osobistego węża kieszeniowego interesuje najbardziej. Jak np taki rowerek , albo nosidełko z portalu sprzedajemy.p. Lubię tam zaglądać bo jest tam około mnóstwo fajnych ofert, a jakby komuś przyszło do głowy zamieścić tam i swoją ofertę, to nie trzeba się bawić w rejestrowanie, logowanie i inne tego typu cuda, można po prostu dodać ofertę "z marszu" bez żadnych opłat i prowizji. Więc nic nie tracimy i nie musimy się stresować, że wystawiamy przedmiot po raz enty i znowu musimy płacić prowizję w skutek czego w zasadzie tracimy na sprzedaży. Ja pewnie tam wystawię paczki ciuszków po Małym na wiosnę.


piątek, 14 grudnia 2012

YO

    Już jakiś czas temu dotarła do nas paczka przygotowana przez firmę YO, a w niej skarpetki, rajstopki, czapeczki i inne. Obecnie jesteśmy w trakcie ich testowania, którego wyniki opiszę i opublikuję niebawem. No i będą też foty. Już wiem, że na pierwszy rzut wezmę pod lupę czapeczki.

środa, 5 grudnia 2012

A wczoraj odwiedziliśmy...

ponownie szpital. Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać, gdy nad ranem zdumiona ponownie odkryłam, że Bubuś zdjął kolejny gips. Uparty typ nam się trafił, a do tego konsekwentny. Lekarz zrezygnowany stwierdził, że to nie ma sensu, abyśmy codziennie przyjeżdżali po nowy gips, co poskutkowało wolną rączką. Kubuś wniebowzięty, a my? Też zadowoleni, ale i czujni, bardzo czujni. Bo przez co najmniej dziesięć dni musimy się z nim obchodzić jak z jajkiem. Nie wolno mu upaść, co by się rączką nie podparł. Nie wolno raczkować, bo przy tym opiera się przecież na rączkach. W ogóle żadna większa aktywność tą rączką jest niewskazana. Ha, a powiedz to niemowlakowi... Ostrożność i uwaga z naszej strony jest jeszcze intensywniejsza (nie przypuszczałam, że to możliwe), ale za to Bubuś od razu wydaje się weselszy :) Tego się spodziewałyście?

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Poranna niespodzianka.

    Przebudzam się otwierając jedno oko. Bubuś śpi obok mnie. Jest zadowolony i uśmiechnięty przez sen. Pierwsze co robię rano ostatnimi czasy to kontrola Kubusiowych paluszków (lekarz kazał obserwować czy aby nic się z nimi złego nie dzieje). Jakież było moje zaskoczenie, kiedy zorientowałam się, że paluszków na swoim miejscu nie ma! Kolana mi zmiękły, otrzeźwiałam z mgnieniu oka. Wytężyłam wzrok i przyjrzałam się bardziej. Jest rączka. Jest i szyna. Problem w tym, że były one osobno. Dziecko zadowolone z siebie jak nigdy, radosne i przeszczęśliwe. Aż żal było patrzeć z tą świadomością, że za chwilę trzeba będzie mu ta założyć z powrotem. Tak oto po raz kolejny odwiedziliśmy szpital. Tyle że tym razem lekarz zdecydował się nie na szynę, a na gips. Przy okazji też doktor zerknął na łokieć. Goi się dobrze i zapewne na kolejnej wizycie gips zostanie ściągnięty.

A ja mam @ tak intensywną i bolesną jak nigdy. No-spa nie pomaga. Boli mnie od samej blizny, po mostek włącznie (nie przesadzam).

piątek, 30 listopada 2012

Po kontroli.

    Pojechaliśmy wczoraj do przychodni przyszpitalnej na kontrolę z Bubusiem. Po ściągnięciu szyny przy oględzinach  widać było, że nieusztywniona rączka jeszcze Malutkiego boli. A, że Synuś to takie małe, bardzo ruchliwe dziecię, to lekarz musi mieć pewność,  że kość się zagoiła by można było rączkę uwolnić. Bo na takim etapie rozwoju o upadki nie trudno. Ostatecznie szyna wróciła na swoje miejsce i będzie nam  towarzyszyć jeszcze przez kolejne dwa tygodnie. A potem kolejna wizyta kontrolna. Mam nadzieję, że ten czas już wystarczy i pozbędziemy się tego (nie)zbędnego ciężaru.
Zastanawialiście się jak z unieruchomioną rączką radzi sobie nasz dzielny mały facecik? On, całkiem nieźle. My, gorzej.  Jak to? A no tak, że niezwykle absorbujący, uwielbiający zabawy i zajmujący bobas stał się jeszcze bardziej absorbujący i zajmujący. Bo przecież Maluchowi trzeba jakoś zorganizować czas, który dotąd poświęcał na raczkowanie, wspinanie, stanie i puszczanie. Tak więc Kubuś praktycznie nie schodzi mi z rąk. Staram się z nim chodzić trzymając go pod paszkami, podtrzymuję przy meblach, żeby mógł się bawić tak jak dotychczas. Oczywiście sztuka utrzymania równowagi na własnych nogach jest jeszcze trudniejsza, ale Kubuś jest uparty i nie poddaje się. Oprócz tego dużo siedzimy na podłodze i bawimy się razem w a kuku, robienie min i dziwnych dźwięków, łaskoczemy, zaczepiamy itd. Czyli wszytko to co dotychczas tylko dużo dłużej, więcej i częściej. Czasem uda mu się trochę poczołgać po podłodze jak ma na tyle siły, żeby podnieść się na jednej rączce. Z leżeniem na brzuszku nie ma problemów, ale jak nie można sobie poraczkować tam gdzie się chce, to już nie to samo. Za to u mojej mamy jest inaczej. Bo u mojej mamy jest chodzik. Tak, wiem chodzik to samo zło i teraz doskonale mogę się o tym przekonać, jak widzę jak Kubuś sobie z nim radzi. Ale cóż zrobić. Stwierdziliśmy, że chwila w tym diabelnym wynalazku mu nie zaszkodzi. A przynajmniej da i nam i jemu trochę wytchnienia. Widać, że przynosi mu to ulgę, bo może sobie usiąść i swobodnie oprzeć szynę o blat chodzika, a drugą rączką bawi się do woli. Żeby tego było mało Bubusiowi dokuczają dziąsła, a zasypianie dotąd proste i przyjemne stało się mordęgą. Mordęgą dla nas oczywiście, bo Kubuś bawi się w najlepsze do pierwszej w nocy. Wydaje mi się, że pozbawiony dużej dawki ruchu ma po prostu za dużo energii, przez co mniej śpi. Ponadto Maluch się nam ostatnio strasznie rozgadał. Był etap powtarzania "ma", teraz doszło do tego "da" i czasem zdarzy się "ta" i "ba". Wyciąga rączkę po to co chce dostać i na przemian zaciska pięść i prostuje paluszki. Na hasło "gdzie jest mamusia" i "gdzie jest tatuś" patrzy na odpowiednią osobę. I na koniec umiejętność, której nauczył się wczoraj. Uwaga, uwaga.... Kubuś nauczył się karmić pieska chrupkami i ma z tego niebywałą radochę :) Acha, i jeszcze jedno, co odkrył już jakiś czas temu:
Zdjęcie kiepskiej jakości, ale pokazuje świetnie to co ma pokazywać ;)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Śmieci.

źródło
    Kilka dni temu dostaliśmy rozliczenie dotyczące czynszu i oczywiście coroczną podwyżkę. Czytam, czytam i co widzę? Opłata za odprowadzanie śmieci. Naliczona za 4 osoby. A przecież podawałam, że w lokalu przebywają trzy osoby. Ja z Misiakiem i Bubuś. No ale wujek też jest zameldowany więc za śmieci (których tu nie produkuje) musi płacić. Notabene ja jestem zameldowana na stałe u mojej mamy więc i tam za śmieci trzeba płacić. Tam - bo jestem zameldowana i tu - bo przebywam. Czyli dwa razy za to samo, w dwu różnych miejscach. Czy tylko mnie się to wydaje co najmniej chore?  

niedziela, 25 listopada 2012

I oczy dookoła głowy nie pomogą.

P - pani, która robiła Małemu zdjęcia
P - ile maluszek ma?
Ja - siedem miesięcy, odpowiadam.
P - o, poważnie? To duży jest. Co mu się stało?
Ja opowiadam.
P - Siedem miesięcy i już sam stoi, wypowiada ze zdziwieniem. Biedactwo. Tak niefortunnie upadł. Przy takich małych dzieciach to trzeba mieć oczy dookoła głowy, a i to nie pomoże, powiedziała z sympatią. 
________________________________________________________________________________

chirurg - tu widać to pęknięcie, ale niepokoi mnie również stan panewki w barku... - mówi pokazując zdjęcia na ekranie monitora.
pielęgniarka robiąc wielkie oczy - to musiał z wysoka spaść!
- nie, odpowiadam i opowiadam po raz enty co zaszło.
- nie wierzą, to niemożliwe, dzieci się tak nie łamią same! Niemal krzyczy pielęgniarka z wymownym wzrokiem odwracając się tyłem do mnie.
Moje ciśnienie w tym momencie osiąga niebotyczny poziom. Zaciskam zęby, oddycham. Myślę sobie, że mój synek potrzebuje teraz spokojnej mamy. Przytulam mój Skarb i cichym, stanowczym głosem się odzywam - insynuuje mi coś pani?
Cisza.
Ponownie głos zabrał lekarz...
_________________________________________________________________________________

Moja mama - nie przejmuj się, dobrze, że nic się poważniejszego nie stało! Wypadki się zdarzają! Przecież nie możesz dziecka pod kloszem trzymać. On musi się rozwijać, a wiadomo, że jak już dziecko zaczyna raczkować i próbuje chodzić to normalne, że nabije sobie guza i będzie upadać. A to że Kubuś tak niefortunnie upadł to nie jest twoja wina. 
Ja - no niby tak, ale ja przy tym byłam, widziałam. Gdybym wstała dwie sekundy wcześniej...
Mama - przestań, niektóre matki nawet nie pojechałyby do szpitala, czekałyby aż samo przejdzie. 
_________________________________________________________________________________

Ja - no to teraz nie będę miała czasu na sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie...
Teść - e, przestań, nie możesz być na każde Jego zawołanie. To dzielny chłopak, poradzi sobie.
_________________________________________________________________________________

Teściowa - to co się właściwie stało?
Ja opowiadam.
Teściowa - przecież tłumaczyłam, że jak On się tak wspina, to trzeba uważać i Go pilnować. Bo tylko  raz się przewróci i dramat gotowy.
Ja - to ja bym musiała nie odstępować Go na krok i cały czas stać nad nim tak, i tu w demonstracji ułożyłam ręce w ochronnym geście, jakbym chciała niemowlę złapać w pasie.
Teściowa - no tak, tak teraz będziesz musiała robić. 
_________________________________________________________________________________



Kubuś ma się dobrze, rączka Go nie boli, apetyt dopisuje. Stał się trochę smutny i nieufny wobec obcych, zwłaszcza wobec mężczyzn. Czołga się po podłodze używając szyny jako podpórki, ale oczywiście zła, wyrodna mama nie pozwala mu na to prawie wcale. Patrzę na Niego i wydaje mi się za spokojny, osowiały. Mój brat, widząc malca też powiedział, że jest jakiś smutny. Widzę jak próbuje złapać się za paluszki i nie  potrafi. Złości się, a mnie niesamowicie przykro. Podnoszę go pod paszki, stawiam na podłodze, a Bubuś od razu zaczyna przebierać nóżkami. Dochodzimy do mebli. Ja Go trzymam, a On łomocze rączką o blat. Widzę jak Mu buźka promienieje, oczka świecą, buźka się śmieje. Patrzy na mnie. Myślę - jest mój radosny synuś, wszystko będzie dobrze! 

piątek, 23 listopada 2012

:(

    Się pochwaliłam, że Bubuś zaczyna się już puszczać? Pochwaliłam. Pisałam, że sądzę, że to deczko za wcześnie? Pisałam. I co? Mały chciał przyrumakować, puścił się mebli, zrobił kroczek i poleciał do tyłu. Krzyk, wrzask i płacz. Patrzę. Ręka, na którą upadł wisi bezwładnie, a malec nie ma zamiaru nią ruszyć. Serce stanęło mi w gardle. Pojechaliśmy do szpitala. Izba przyjęć, rentgen, lekarz. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. W szpitalu spędziliśmy... uwaga......... jedyne pięć godzin. Zdjęcie rentgenowskie lekarze  robili trzy razy, bo nie byli pewni co widzą. Dziecko głodne, zmęczone, znudzone, obolałe, ale kogo to obchodzi... Na szczęście, wzięłam z domu butelkę mleka, to chociaż trochę sobie podjadł. W końcu lekarz stwierdził pęknięcie kości tuż nad łokciem i skończyło się na szynie. Biedaczek chciałby chodzić, raczkować, wspinać się... tak mi go strasznie szkoda. Przeżywam to bardziej od niego (choć staram się nie okazywać tego przy nim i nie rozczulać się zanadto). Za to Bubuś był bardzo dzielny. Popłakał w domu, ale jak już wsadziłam go do fotelika i tą rączkę miał nieruchomo to się uspokoił i zasnął, w szpitalu przez ten cały czas też praktycznie nie płakał. Tylko przy badaniu i zakładaniu szyny, jak mu lekarze dotykali i ruszali tą rączką. Nasz mały, dzielny chłopczyk...

środa, 21 listopada 2012

Puszczamy się!

    Znaczy nie ja i nie Misiak. I nie w sensie metaforycznym, ani innym erotycznym, a w sensie dosłownym i tyczy się to Bubusia. Ledwo co łobuz mały nauczył się wspinać po meblach i stać sztywno, a już próbuje swoich sił w staniu bez trzymanki. Czy to aby nie za szybko? Oprócz tego maszeruje już raczkując z pupą do góry z zapałem otwierając szafki i szuflady. Od kilku dni w mieszkaniu rozbrzmiewa radosne "mama, ma, mmmmmmmmma" w różnej intonacji i kombinacjach alpejskich. Czasem zdarzy się "ba", "ał" i "nie". Oczywiście wszystkie te wyrazy są wypowiadane są w nieświadomości ich znaczenia, a jedynie jako forma ćwiczenia aparatu mowy.

wtorek, 20 listopada 2012

Gryzak MAM Twister

    Pierwszą rzeczą jaką chcieliśmy wam opisać jest Gryzak Twister firmy MAM, który całkiem niedawno dostaliśmy do przetestowania. Firma zapewnia nas - klientów, że ich produkty są bezpieczne (wolne od szkodliwego bisfenolu A), wykonane z opatentowanego przez MAM jedwabistego silikonu z dbałością o szczegóły i desing. A jak się to ma do rzeczywistości?
Ogólny wygląd, kolorystyka i kształty, czyli jednym słowem ujmując desing to jak wiadomo - kwestia gustu. Mnie się akurat podoba, a Bubuś pewnie by wolał dostać taki w kolorach żywej czerwieni, żółci i zieleni. Bo na tle tak rozmaitych kolorystycznie zabawek Twister był dla niego niemal niewidoczny. Ale w końcu sięgną i po niego. 



    Jako zabawka Twister zaskoczył mnie prostotą. Ilekroć Kubuś upuścił gryzak, by popędzić do innej zabawki, ten zagrzechotał uderzając o podłogę (tak Twister jest też grzechotką) wzbudzając ponowne zainteresowanie malca. Prócz tego te kolorowe półkola można przekręcać. A jak maluch tą możliwość odkrył, zajął się tym przez dłuższą chwilę ;)
    Jednak Twister jest głównie gryzakiem. I na tym polu sprawdził się bardzo dobrze. Mnie zachwycił owy Jedwabisty silikon. W dotyku na prawdę czuć różnicę w porównaniu do gryzaków innych firm. Jest o wiele bardziej delikatniejszy, a za razem wytrzymały. Przeżył bez szwanku potraktowany dolnymi jedynkami, ale nie podrażnił górnych dziąsełek. Swoją drogą meble uderzane raz po raz tym wynalazkiem też przetrwały bez ryski ;) Jeden z elementów Twistera jest wodny = można go schłodzić = koi.
    Podsumowując my jesteśmy zadowoleni. I z czystym sumieniem możemy Twistera polecić :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Zmiany.

   Zmieniłam trochę szablon i wygląd bloga. Mam nadzieję, że cieszy oczy. Na poprzedni nie mogłam już patrzeć ;) Już kombinowałam od jakiegoś czasu nad zmianą wizerunku i jak to ja - musiałam zmienić wszystko na raz. I jak Wam się podoba? Tylko szczerze!

niedziela, 18 listopada 2012

Liebster Blog part 2


Kolejne nominacje dostałam od Justyny i mamyporady :)


Oto pytania od Justyny:


1. Największe Twoje marzenie to...
Moim największym marzeniem było po prostu mieć rodzinę, męża i dziecko :) Ale jakbym miała szukać to chciałabym także mieć własny, niepowtarzalny, ekologiczny dom :D 
2. Szpilki czy koturny?
Raczej koturny z racji wygody.
3. Ulubiony tusz do rzęs to...
Z gumową szczoteczką z Rimmel, albo MaxFactor
4. Kosmetyk, bez którego nie wyobrażasz sobie życia to....
Mogłabym przeżyć bez kosmetyków, ale podstawą dla mnie jest tusz do rzęs i czarna kredka.
5. Włosy farbowane czy naturalne?
Hmmm.... Raczej naturalne, albo farbowane w naturalnych, bądź zbliżonych do naturalnych kolorach.
6. Jaka jest twoja ulubiona pora roku?
W zimie powiem, że lato, w lato, że jesień, a w jesień, że wiosna :)
7. Komedia czy horror?
Powiedziałabym, że na równo pod warunkiem, że są dobre. 
8. Makijaż na codzień czy od "święta"?
Lekki na co dzień.
9. Ulubiony serial to...
Przepis na życie, Chirurdzy
10. Sport czy lenistwo kanapowe?
Macierzyństwo :D
11. Ulubiona firma kosmetyczna to...
Nie mam ulubionej :)

I teraz od mamyporady:

1. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
Moja rodzina
2. Co lubisz najbardziej robić?
rysować
3. Czy masz jakieś tęsknoty?
tęsknię czasem do chwil sam na sam z mężem 
4. Co jest Twoim największym marzeniem?
Moim największym marzeniem było po prostu mieć rodzinę, męża i dziecko :) Ale jakbym miała szukać to chciałabym także mieć własny, niepowtarzalny, ekologiczny dom :D 
5. Gdzie spędziłaś(-eś) ostatnie wakacje?
W domku :)
6. Gdzie chciałabyś/chciałbyś mieszkać?
Tu gdzie teraz, tylko nie w mieszkaniu, a w domu
7. Czy żałujesz swoich życiowych wyborów?
Czasem mi się zdarzy, ale ogólnie nie
8. Twoja ulubiona pora roku
W zimie powiem, że lato, w lato, że jesień, a w jesień, że wiosna :)
9. Czy jest coś za czym bardzo tęsknisz?
tęsknię czasem do chwil sam na sam z mężem 
10. Lubisz swoją pracę?
No, zwłaszcza, że jej teraz nie mam :)
11. Czy zrobiłaś(-eś) ostatnio coś szalonego?Co?
Eee... Nie

Powinnam teraz nominować jedenaście osób, ale chyba wszystkie już się bawiłyście to pozwolą sobie ominąć tą zasadę tym razem :) A jak Ktoś ma ochotę odpowiedzieć na moje pytania, to odsyłam TU

poniedziałek, 12 listopada 2012

Aktualności.

    Kubusiek bardzo intensywnie stawia na rozwój umiejętności poruszania. Śmiało raczkuje już na kolankach, choć oczywiście czołgać się jest łatwiej i szybciej, dlatego więc ta forma poruszania się jest nadal  górująca. Oprócz tego nauczył się spryciula wspinać się do pozycji na kolanka, a już na następny dzień zaskoczył nas stojąc na wyprostowanych nóżkach w łóżeczku, obwieszczając to głośnym i donośnym "ej", "eeeee" i "ma".  Przy okazji rozwijając komunikatywność. Teraz nie interesują go żadne zabawki, tylko coś po czym mógłby się wspiąć i stać.  Czego jeszcze się nauczył? Siadać. Trochę dziwacznie, bo siada z pozycji stojącej trzymając się szczebelków, ale jednak. Odkrył również szuflady. I bardzo dopisuje mun apetyt. A najbardziej pożądane są smaki z maminego talerza.
Z innej beczki przyszła do nas paczka z MAM, więc możecie się spodziewać w najbliższym czasie pierwszej notki z recenzją :)
Ps. skończyłam pierwszy rysunek. Mam nadzieję, że następny będzie lepszy:)
źródło 
Czasami tak wyglądam przy kompie

czwartek, 8 listopada 2012

O Misiaku. Ps Kocham

    Prowadzę bloga już rok(?) i tak nadaję o Bubusiu o sobie samej, albo o babie co to ją na ulicy widziałam.  A tymczasem mój ukochany mąż jest tam gdzieś może nie zawsze ciałem, ale sercem nieustannie przy mnie. Jest moją największą podporą i najwierniejszym czytelnikiem. Wspiera mnie, wręcz namawia żebym napisała notkę, czasem się zastanawiam, czy tak lubi czytać tok moich myśli tchnięty w wirtualną blogową sferę, czy po prostu widzi jak mnie to odpręża i jaką niebywałą frajdę sprawia mi "to całe blogowanie". Często mam do niego pretensje, że wymaga ode mnie za dużo. Aż tu nagle jak sprawę obgadamy, okazuje się, że to ja często za dużo wymagam od siebie. Kiedy po porodzie ryczałam jak głupia co pięć minut (często bez powodu), to właśnie On patrząc mi głęboko w oczy powtarzał "znowu ryczysz" z takim uśmiechem na twarzy, że w moment schły mi łzy. Kiedy w środku nocy ze snu wyrywa mnie koszmar (tak miewam koszmary), albo co gorsza koszmarna migrena, to właśnie mój mąż wstaje niezależnie od pory, by podać mi okład lub przytulić. Czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Dosłownie wystarczy jedno spojrzenie, żeby wiedział wszystko, a nikomu się to dotąd nie udało.

środa, 7 listopada 2012

Jestem Super Mamą.

źródło
    Jestem Super Mamą, bo moje dziecko nie jest głodne, zaniedbane i samotne. Bo jako mama chcę go wychowywać, a nie tylko mieć. A jako człowiek będę starała się być dla Niego jak najlepszym przyjacielem. Bo kocham Go nad życie i kochać będę ZAWSZE. Bo Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze. Bo w moich oczach jest On najpiękniejszy, najzdolniejszy, najsłodszy i najlepszy. O.

wtorek, 6 listopada 2012

Zwykłe małe sukcesy.

    Kubuniek wczoraj złapał katarek :( Pierwszy w Jego życiu. Dziś jest już lepiej, ale za to chyba dają znać o sobie górne jedynki. Z apetytem jest różnie. Bubu zawsze ładnie jadł, nie grymasił i lubił próbować nowych smaków i konsystencji, ale ostatnio... Chyba wyszedł z założenia, że skora ma już duże dwa zębole to najwyższy czas ich używać :) Tak więc zupki, papki i obiadki są be. Największą uwagą cieszą się całe kawałki owoców i warzyw. Najlepiej żeby mama trzymała i podawała do gryzienia. Zastanawiam się tylko jak w takiej sytuacji podać mu np mięsko. Oprócz tego coraz intensywniej uczymy się raczkować. Znaczy Kubuś uczy się raczkować. I zaczyna wspinać się już po niskich krzesłach. Nabiera nowych umiejętności co dzień i zmienia się w mgnieniu oka. A, i daje buzi na rybkę :D Chwyta dłońmi za moje policzki przybliża się i otwiera usteczka jak rybka, nie zawsze wceluje w moje usta (czasem jest to nos, albo broda), ale to nie ważne. Traktuje to jak zabawę. Czeka, aż się go wycałuje, a potem się śmieje. I wszystko zaczyna od nowa, i jeszcze i jeszcze i jeszcze... :) I oboje mamy radochę. A jak Misiak wraca z pracy, śmieje się do niego, wyciąga rączki, gada, uśmiecha, pełza pod nogi. Takie zwykłe małe sukcesy, a aż łezka się w oku kręci ;)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Liebster Blog

    Do zabawy nominowały mnie Zwyczajna mama i malinka. Dziękuję Wam dziewczyny ;) Miło jest dostać wyróżnienie. A wedle zasad, ja też nominuję 11 blogerek ;)  



Jak już przy zasadach jesteśmy. Wypadałoby napisać słów kilka na temat takowych. Pozwolę sobie więc skopiować ich treść z jednego z blogów:

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię  nominował.

No to teraz spowiedź :D

Pytania od Zwyczajnej mamy i moje odpowiedzi: 

Skąd pomysł na bloga?
     Inspiracją do tego konkretnego bloga stał się Bubuś, który dopiero rozwijał się w moim brzuszku. Miał to być blog o Nim. Ale nie umiałam oprzeć się pokusie podzielenia się tym szczęściem ze światem :)

Czy lubisz tańczyć?
Lubię, ale po swojemu. Profesjonalnie nawet nie próbowałam stawiać kroków ;)

Jaki jest Twój ulubiony styl muzyczny?
Stary Polski Rock :D

Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
Kluski w każdym wydaniu ;)

Co najbardziej lubisz robić w wolnym czasie?
Blogować, rysować, czytać - przy kubku gorącej herbaty :)

Jakie jest Twoje ukochane miejsce na ziemi?
Mój Dom według powiedzenia: Tam Dom Twój, Gdzie Serce Twoje.

Co w życiu cenisz najbardziej?
Szczerość!

Jakie jest Twoje hobby?
Rysowanie!

Czy należysz do grupy osób szalonych, postrzelonych, czy raczej jesteś spokojna, wyważona?
To drugie :)

Jakie jest Twoje największe marzenie?
Już się spełniło. Jest dwiema osobami, które przytulają mnie w nocy :) Kocham Was moje chłopaki :*

Czego nigdy nie chciałabyś zrobić?
Czegoś z czym nie potrafiłabym się pogodzić.

I pytania od malinki: 

1. Jak zaczęła się Twoja historia z blogowaniem?
Odkąd nauczyłam się stawiać pierwsze literki, wiedziałam, że to jest to co lubię i to co chcę robić. I tak pisanie towarzyszyło mi przez całe życie. Nieważne czy miało ono formę obowiązkowych prac do szkoły, czy swobodnych wpisów w pamiętniku. I tak właściwie się zaczęło od pamiętnika właśnie we wczesnych latach szkolnych. A jak odkryłam, że w sieci można blogować - wyrażać swoje opinie i dzielić się radościami i troskami, a przy tym okrasić to artystyczną formą graficzną postanowiłam, że ja też MUSZĘ założyć bloga. W przeszłości zakładałam już kilka blogów w różnych miejscach, jednak ten jest moim pierwszym poważnym blogiem.

2. Jaka jest Twoja największa słabość?
Mam słabość do czekolady ;) Jeżeli o to Ci chodziło...

3. Co w swoim życiu chciałabyś zmienić?
Chyba nic. Nie jest idealne, ale jakby było idealne, to by było nudne ;)

4. Ile masz lat?
W grudniu skończę 24

5. Jakie trzy rzeczy wzięłabyś ze sobą na bezludną wyspę?
Książkę, żeby się nie nudzić. Koc, bym nie zmarzła. I komórkę, co by mieć kontakt z rodziną i wezwać pomoc :) (Nie napisałaś, że poza wyspą też nie ma ludzi :P)

6. Czy Twoi znajomi/rodzina czytają Twojego bloga?
Tylko mój mąż. Z tego co mi wiadomo ;)

7. Boisz się samotności?
Chwilowej nie. Nawet lubię czasem pobyć sama. Ale na dłuższą metę już nie jest tak kolorowo. Można powiedzieć, że długotrwałej samotności się boję.

8. W jaki sposób radzisz sobie z bezradnością?
Rzecz w tym, że sobie nie radzę :(

9. Co zrobiłaś w życiu najbardziej szalonego?
Eeee... Skakałam na bungee nad wodą z wielkiego mostu. A nie, to mi się tylko śniło ;)

10. Który zakątek Polski uważasz za najpiękniejszy?
Nie wiem, bo jeszcze wszystkich nie zwiedziłam:)

11. Gdzie spędzasz w ciągu dnia najwięcej czasu?
W Domu ;)


 I z ogromną przyjemnością nominuję:
Fajna Mama
Nikki
Mama Ka
Anna
inKa
ilonas
Miśka
RedRose
Dzieciata
Anuszka
Malina

Mam nadzieję, że nie brałyście jeszcze udziału :D

No i oczywiście pytania:
1. Co Ci strzeliło do głowy, żeby zacząć bawić się w blogowanie? Hihi
2. W jakiej sytuacji miękną Ci kolana?
3. A w jakiej rośnie Ci serce?
4. Jaki talent chciałabyś jeszcze mieć?
5. Jakich prac domowych najbardziej nie lubisz robić?
6. Jakimi słowami opisałabyś siebie, gdyby miało być ich tylko trzy?
7. Uważasz, że szklanka jest do połowy pusta, czy do połowy pełna?
8. Co uważasz za swój największy sukces?
9.  A co za największą porażkę?
10. Jaka jest Twoja definicja piękna?
11. Czym dla Ciebie jest blogowanie?

Miłej zabawy ;)           
         

sobota, 3 listopada 2012

Kubuś froterka ;)

    Pamiętam jak cieszyłam się, kiedy Kubuś obrócił się pierwszy raz na brzuszek. Całkowicie samodzielnie i świadomie. Dziś robi to non stop. To jest jego ulubiona pozycja. Zwłaszcza jak bawi się na podłodze. Na brzuszku nauczył się przemieszczać i bardzo mu się to spodobało. Początkowo tylko leżał podparty  na łokciach i badał strukturę dywanu. Potem odkrył, że można oprzeć się na dłoniach i ćwiczył dopóki nie opanował tego do perfekcji. Wierzgając nóżkami udało mu się nieco przyczołgać się do upragnionego pilota.   Zaczął więc szlifować tę zdolność, a w niewielkim odstępie czasu połączył podnoszenie się na dłoniach i odpychające nóżki. I tak powstał sposób przemieszczania, nazwałabym to raczej "ślizganiem", który Bubuś froteruje mamusi panele w pokoju. Dywan u babci to już inna sprawa - tam ślizganie idzie znacznie trudniej, ale nasze dziecko się nie poddaje ;) Podnosi się do pozycji "na czterech", prostuje nóżki i upada na brzuch. I znowu podnosi się i upada. Wygląda to trochę jak nieudana próba breakdance'u ;) Myślę, że już niedługo Bubuś będzie zdzierał kolanka nogawek raczkując.

środa, 31 października 2012

Jesienna deprecha?

źródło
    Jest już dość późno, normalnie powinnam już smacznie spać, zwłaszcza, że Mały jakoś ostatnimi nocy jakieś niespokojne ma sny, więc ja razem z nim. A do tego wstaję wcześnie i nie drzemię popołudniami. Cały dzień chodzę półprzytomna. I tak od kilku dni. Powinnam więc paść jak kawka wieczorem. Ale nie - oczy mam jak przysłowiowe pięć złotych i nie ma mowy o spaniu. Bezsenność się kłania. Apetyt? Żarty. Zawsze (to znaczy odkąd się nauczyłam) lubiłam gotować - zwłaszcza jak komuś smakowało. Teraz - nie chce mi się. Ale "niechemisizm" to betka. Zapachu niektórych ciepłych potraw po prostu nie toleruje mój przewód pokarmowy (o smaku nie mówiąc). Niewiele rzeczy ostatnio sprawia mi przyjemność. Tak, mogłabym wziąć książkę, czy ołówki i blok w ramach ulepszania samopoczucia, ale te zajęcia pochłaniają dużo czasu. A tu sterta prania do prasowania czeka, tam pozmywać naczynia i podłogę umyć nawet dwa razy dziennie (bo Bubuś froteruje podłogę jak mały samochodzik, ale o tym w następnej notce), tam jeszcze co innego i przecież samo się nie zrobi. A jak zafunduję sobie przyjemności, a obowiązki będą czekać będę miała wyrzuty sumienia i polepszanie samopoczucia szlag trafi. Mogłabym poprosić Misiaka, ale on i tak mi już dużo pomaga. I do tego ból brzucha...Wiem! To nie jest jesienna deprecha, tylko pierwsza od ponad półtora roku  menstruacja. Miejmy nadzieję.
A tak trochę w innym klimacie. Będziemy testować produkty MAM, to nasza pierwsza przygoda z testowaniem i zobaczymy, czy ostatnia.

sobota, 27 października 2012

Cesarskie cięcie vs. poród siłami natury.

źródło
    Kubuniek urodził się przez cesarskie cięcie, ale nie było to cięcie na żądanie. Mimo, że bałam się bólu i całego porodu, rany krocza i martwiłam się o współżycie po porodzie siłami natury, cesarskie cięcie na życzenie nie wchodziło w grę. Dlaczego? Odpowiedź jest zdumiewająco prosta. Wieżę, że poród siłami natury jest - jak sama nazwa wskazuje, naturalny, więc jest również w moim przekonaniu lepszy (jak wszystko co naturalne). Wiele współczesnych przyszłych mam decyduje się na cesarskie cięcie na życzenie głównie w obawie przed bólem, ale...
Z autopsji wiem, że bólu akurat po porodzie się nie pamięta. Kobieca anatomia jest przystosowana do ciąży i porodu. I tak podczas tego (jakże ważnego wydarzenia) wspierają nas hormony, dzięki którym - mimo wszystko, czujemy się szczęśliwe. Zmęczone i obolałe, ale jednak szczęśliwe. Jak po dobrym wysiłku, tylko bardziej. Dodatkowo podczas akcji porodowej siłami natury wydzielany jest hormon, który powoduje, że rodząca czuje się jak na haju ;) Zaciekawione? Więcej o hormonach wydzielanych podczas porodu TU. Ponadto obecnie, by poród siłami natury był przyjazny zarówno dla mamy, jak i dla dziecka opracowano szereg metod łagodzenia bólu, o których możemy przeczytać w internecie, ale również nauczyć się o nich w szkole rodzenia.Tak wiem, ja sobie mogę pisać bo mam to już za sobą, a jak się kobieta boi (i nic w tym złego), to historie i fakty o hormonach nijak jej nie uspokoją, ale....
Zawsze można zafundować sobie znieczulenie, oczywiście po konsultacji z lekarzem i rozważeniu wszystkich za i przeciw.
W opinii zdecydowanej większości specjalistów i lekarzy usłyszymy, że poród siłami natury niesie o wiele więcej korzyści, od tego przeprowadzonego poprzez cesarskie cięcie. Dowiemy się między innymi, że podróż przez kanał rodny zmniejsza szok dziecka, stanowi dla maleństwa ćwiczenie, a także powoduje stopniowe wydobywanie się płynów z płuc, przygotowując je do samodzielnego oddychania. Czego nie można zapewnić przy porodzie poprzez cesarskie cięcie. Inna zaletą, która może okazać się ważna dla przyszłych mam, a której nie da się zapewnić przy cc jest udział i obecność partnera podczas porodu. Można tak wymieniać i wymieniać. Każda mama będzie miała inne priorytety. Dla mnie najważniejszą zaletą porodu siłami natury, był kontakt z dzieckiem. I z tą myślą przyjechałam do szpitala i choć trudno w to uwierzyć - z każdym skurczem byłam szczęśliwsza, bo przybliżały mnie one do upragnionego momentu. Bardzo chciałam być pierwszą osobą, do której przytuli się mój syn i żeby mężuś był przy tej chwili. Wyobrażenie tych pierwszych dwóch godzin po porodzie, które miały być tylko dla nas dodawały mi siły i determinacji, ale...
Kiedy pod koniec akcji porodowej, kiedy już miałam urodzić malutkiego Kubusia (ponoć już było widać główkę) okazało się, że trzeba ciąć poczułam się oszukana i okradziona z tych chwil, które miały być najpiękniejsze. Na stole operacyjnym już nie byłam tak szczęśliwa, jak na porodowym. Nie czułam nic, w tym swojego dziecka. Za to czułam... się jak patroszona świnia. To tyle o porodzie. Ale...
Jest jeszcze połóg. Po porodzie siłami natury już po dwóch godzinach można stanąć na własne nogi. Po tygodniu większość matek (poza ewentualną raną krocza) zapomina, że rodziły, podczas gdy czas potrzebny, żeby dojść do siebie po cięciu cesarskim to sześć tygodni. Ale skutki tej operacji można odczuwać  wiele lat. Do tego dochodzi drętwienie brzucha. No i blizna, którą można odczuć przy każdym kichnięciu, napadu śmiechu, czy choćby próby wstania z łóżka. Ale...
Wybór należy do pacjentki. Jeżeli macie ochotę dowiedzieć się więcej o porodzie i o tym, jak sprawić żeby odbył się on po ludzku zachęcam do zapoznania się ze stroną Fundacji Rodzić Po Ludzku.

czwartek, 25 października 2012

Gdy mamusię boli głowa.

źródło
    Pamiętacie jak pisałam o moich napadach migreny <klik>? No właśnie trafił mnie taki silny we wtorek, akurat jak Misiak szedł do pracy na od południową zmianę.  A ja zostałam sama z dzieckiem i migreną. Już widziałam oczami wyobraźni jak ten koszmar się potoczy - dziecko będzie płakać, bo głodne, bo trzeba przewinąć, bo trzeba się pobawić, a ja będę umierała z bólu. No ale cóż, każdy ból kiedyś przechodzi, a Misiak też w końcu wróci z pracy.  Z zimnym okładem (najlepszy przyjaciel podczas migreny) na czole i karku zmusiłam się żeby zrobić Małemu flachę. Położyłam się z nim do łóżka, dałam flachę i zasnęliśmy. Kubuniek obudził się po drzemce, ja się przebudziłam, ale starałam się nie otwierać oczu za często - odpoczywałam dalej. A mój kochany synuś zamiast domagać się zabawy, oglądał cienie, gadał cichutko do ściany i po chwili przytulić się do mamusi i zasnął. Spaliśmy tak prawie do powrotu Misiaka z pracy. I jakoś nie było tak strasznie jak myślałam, a zachowanie naszego synka zdumiało mnie bardzo pozytywnie.
Mężuś też się spisał. Zrobił żonce gorącą herbatkę i bułeczkę. Wyciągnął na zimny balkon, na powietrze. A przede wszystkim wrócił nieco wcześniej do domku;)

wtorek, 23 października 2012

Jedzonko niemowlaka.

źródło: internet
    Kubuniek bardzo lubi próbować nowych smaków i konsystencji. Dotąd jadł dania ze słoiczków i jabłuszko przetarte, marchewkę ugotowaną na parze czy też ziemniaczka. Ale w związku z tym, że dieta małego smyka rozszerza się coraz bardziej pomyślałam, że będę gotować mu domowe obiadki i deserki. Ale przygotowanie odpowiednio zbilansowanego i zdrowego posiłku dla niemowlaka wcale nie jest taką łatwą sprawą.
Poszukałam, poczytałam w internecie i znalazłam stronę z przepisami dla niemowlaków klik. Ale jedna strona to za mało. Poza tym kiedyś w gazecie czytałam o metodzie karmienia BLW i chciałam coś więcej na ten temat wiedzieć.
Może znacie jakieś fajne strony, albo artykuły na ten temat, a najlepiej bloga :D Liczę na waszą pomoc ;)

środa, 17 października 2012

Bubuś padł.

Bubuś uwielbia bawić się na brzuszku, ćwiczy pełzanie i próbuje unieść tyłek do pozycji na czworaka. Potrafi spędzać wiele czasu na macie na podłodze, ale ostatnio trochę przesadził. Bawił się, bawił, aż zasnął  :D

piątek, 12 października 2012

O siedzeniu i wafelku.

A na  foteliku taka pozycja jest najlepsza, bo można "zjeść" własne stopy ;)
    Odkąd Bubuś opanował niezwykle trudną sztukę jaką jest siedzenie, zdążyliśmy już opuścić dno łóżeczka o jedno piętro w dół i przestawić spacerówkę, alby maluch jechał przodem do kierunku jazdy. Ta opcja o wiele bardziej mu pasuje, bo może podziwiać widoki w całości, a tak tylko mama, abo tata. Spacery stały się jeszcze większą przyjemnością. Mały nie chce już leżeć plackiem, chce siedzieć i podziwiać. Nawet jak powieki mu już opadają, to i tak uparcie będzie siedział. Dopiero jak zaśnie (na siedząco) spuszczam mu oparcie na płasko. Zabawa też stała się całkiem inna. Nie ma mowy o leżeniu na plecach. Bawi się na siedząco, albo leżąc na brzuszku.
    A wczoraj porwał mamie ze stołu wafla, którego mama zajadała. Bawił się, pluł i stukał smoczkiem o stół. Aż tu nagle cisza jak makiem zasiał. Mama patrzy i co widzi? Uszczęśliwione dziecko przerabiające wafla na papkę. No to mama się przestraszyła (no bo przecież takiemu maluchowi chyba nie wolno dawać jeszcze waflów?), no i mama wafla dziecku wzięła. Protest był mocny głośny i dosadny. Dziecko uznało, że wie lepiej co mu wolno, a co nie. A jak się mały krzykacz uspokoił to mama wafla oddała, bacznie obserwując co się z owym smakołykiem dzieje. I tak oto Kubuś wczoraj jadł swojego pierwszego w życiu wafla ;)

czwartek, 11 października 2012

PUP + Dopisek

źródło: internet
    W poniedziałek byłam w PUPie. Jak powiedziałam bardzo miłej pani urzędniczce, że poszukuję pracy biurowej, najlepiej zgodnie z wykształceniem (budowlanka), nie pozostało jej nic innego jak tylko wyznaczyć mi datę kolejnej wizyty. Tak więc - tak jak mówiłyście - tak szybko pracy mi nie znajdą i posiedzę sobie na zasiłku - dostałam na pół roku. Jeszcze będę PUP przeklinać jak tylko będę gotowa wrócić do pracy, że niby Urząd Pracy, a pracy brak. No cóż jak to mówią - kobiecie nie dogodzisz :D Ta wizyta była w tempie ekspresowym. Aż się zdziwiłam, byłam druga w kolejce i po 10 minutach miałam już wszystko załatwione. A kolejka do rejestracji równie długa jak w dzień, w którym i mnie przyszło w niej stać. Zadziwiające ilu bezrobotnych rejestruje się codziennie do tego Urzędu. Gdy tak bezczynnie stałam w tej długaśnej kolejce za pierwszym razem dokładnie przestudiowałam wszystkie wywieszone w gablotkach oferty. Była ich niecała  sześćdziesiątka, ale tylko dwa z nich były skierowane również do kobiet. Reszta to pomocnik budowlany, cieśla, murarz, górnik... itd. Aż się boję tego czasu, kiedy przyjdzie mi szukać pracy. Póki co, siedzę w domu z synkiem i dobrze mi tak. :)


Dopisek: Moja mam ma dziś zabieg. Sama nie potrafiła mi wyjaśnić na czym ma on polegać. Sprawy kobiece. Martwię się.

niedziela, 7 października 2012

    Przeziębienie przyszło i odeszło zahaczając jeszcze o Misiaka. Bubusia jakoś choróbsko ominęło. Bywały momenty, kiedy był nieco marudny, ale to wszystko przez... uwaga... drugiego zębola :D Malutki siedzi już bardzo pewnie i sztywno. Coraz krócej i rzadziej śpi w dzień. Bawi się najlepiej najzwyklejszymi przedmiotami, łyżką drewnianą choćby, ale najatrakcyjniejszy jest nadal pilot do tv. Śmieje się praktycznie non stop i trzepota rączkami ;) Próbuje się przemieszczać, ale póki co wychodzi mu z tego tylko pełzanie.
   W zeszłym tygodniu byłam w PUPie ;) Stałam w kolejce całe dwie godziny. Jutro mam spotkanie z doradcą dla bezrobotnych. Mam nadzieję, że nie znajdą mi pracy, bo liczę na zasiłek, a nie chcę jeszcze iść do pracy, bo musiałabym Małego oddać do żłobka. Z jednej strony nuży mnie trochę siedzenie w domu, ale z drugiej... Umarłabym z tęsknoty za moim maleństwem :) Zasiłek to nie wypłata, będzie ciężko. Ale chcę trochę odchować synusia.

środa, 26 września 2012

MIŚ

MIŚ wymaga jeszcze tylko kilku drobnych nazwijmy to dopracować i powieszenia na swoim miejscu na ścianie. Ale mimo to zdjęcia prezentuję już dziś. Uwaga nie śmiać się.
Zdjęcia jak to zdjęcia. Nie są wysokiej jakości i nie oddają kolorów tak, jak się one prezentują na żywo.
No to zaczynamy pokaz:

Projekt na papierze już widziałyście. Pewnie myślałyście, że pomaluję tę kartkę papieru i będę miała z głowy? Otóż miałam o wiele więcej zabawy i radochy przy MISIU niż mogłoby się wydawać...

W mojej głowie zrodził się pomysł, aby na ścianie powiesić misia, ale wypukłego. Zaczęłam więc ciąć, kleić i lepić...

Na to nałożyłam gips szpachlowy. (Pisałam już, że skończyłam budowlankę? Lubię bawić się gipsem i farbami, i jeszcze betonem:))

Gips jest fajny, ale chropowaty, trzeba było wygładzić.

Nałożyłam pierwszą warstwę farby. Podkład. (farba olejna - się nawdychałam)

Drugą warstwę. I zaczyna mi się podobać :)

Zbliżenie.


I zbliżenie w innym świetle.
I nawet jak małemu się taki MIŚ nie spodoba (jak podrośnie) to nie będę żałowała, że wylałam siódme poty by takowy powstał, bo miałam przy tym tyle zabawy, że aż trochę mi szkoda, że to już koniec.

wtorek, 25 września 2012

     Przeziębienie i mnie dopadło. Źle się czuję. Gardło swędzi, termometr pokazuje 37.5... eh... mam nadzieję tylko, że uda mi się synka nie zarazić. Staram się go nie całować i nie przytulać za często, ale serce mięknie jak widzę te kochane malutkie rączki wyciągnięte w stronę mamusi i najszczerszy, wesoły uśmiech.
Wczoraj robiłam porządek w ciuszkach Bubusia. Robiłam porządek - czytaj spakowałam wszystko do reklamówek i wyciągnęłam większe. Teraz góra ciuszków czeka na swoją kolej w praniu. Ostatnie zimne dni   uświadomiły nam, że Kubuś nie ma żadnych  rzeczy zimowych. I znowu odwiedziliśmy allegro ;)
 Projekt o kryptonimie MIŚ prawie skończony. Niebawem wrzucę foty ;)

środa, 19 września 2012

Musimy się pochwalić :)

    Z dumą i wielką przyjemnością ogłaszamy, że na pokładzie dziąsełkowym zawitał pierwszy Pan Ząbek (Dolna Jedynka). Okoliczność tą Bubuś przebył bez większych problemów. Poza nieco  mniejszym apetytem i większą ochotą na przeżuwanie, żadnych innych objawów (póki co) nie stwierdziłam.  
Poza tym Kubuniek nauczył się siedzieć i teraz intensywnie uczy się siadać. Sięga po interesujące zabawki (pilot, komórka, kubek) i złości się jak nie może ich dosięgnąć. Bardzo dużo gaworzy, do mamy, taty, babci, laptopa :) tudzież lampy. Śmieje się i uśmiecha przy każdej okazji. Jest bardzo towarzyski, ale tylko na rękach, które zna. Lubi jeść, marchewka jest pyszna, jabłko trochę kwaśne, ale po serii przekomicznych min, nawet jabłko okazuje się dobre. Uczymy się jeść łyżeczką i idzie nam świetnie (nie zapeszając). Kubuś je powoli testując i smakując każdą porcję. Niektóre "kęsy" zostają wyplute, inne wyciągnięte z buzi i rozsmarowane gdzie się tylko da. Ostatecznie jednak większość ląduje w żołądku. Uwielbia się kąpać. Chlapie rozkosznie rączkami i nóżkami. Mokre pochlapane oczka wcale nie zniechęcają go do zabawy. Coraz rzadziej i krócej śpi w dzień, za to noc przesypia całą od 22 do 7.30 z przerwą na flachę o 1, którą opanowuje szybko na spaniu. W zeszły piątek byliśmy na szczepieniu. Waga w przychodni pokazała nieco poniżej 8 kilo. Na samo wkłucie synek zareagował jak prawdziwy twardziel :) Dwusekundowy płacz, po czym wtulił się i zasnął :D 

czwartek, 13 września 2012

Dziecięcy zakątek.

    Jak tylko dowiedziałam się, że noszę pod sercem cud życia, po wstępnej euforii (która trwała ładnych kilka tygodni) zaczęły się przygotowania. Trzeba było kupić to i owo... i przygotować nowemu człowieczkowi własny kawałek podłogi w naszym (ciasnym, ale własnym) mieszkanku. Były plany, projekty, dyskusje. Zaczął się remont, malowanie, montowanie szafy, które swój finał znalazły w trakcie mojego pobytu w szpitalu. Efektem jest nieskończony pokoik, w którym już nowy członek rodziny zdążył zamieszkać i się zadomowić. Należałoby przygotowania zakończyć. Nie dużo nam brakuje. Musimy zrobić i zamontować półki na ścianach (głównie rzecz chodzi o półki), bo przybytek malucha rośnie i nie ma ich gdzie trzymać. Maskotka od taty, od babci od tego i tamtego. I zalegają wszystkie w rządku w łóżeczku.
projekt MIŚ na papierze
I jeszcze jeden element, który nie może się doczekać końca: projekt o kryptonimie MIŚ, o którym pisałam kiedyś na blogu. Doczekał się powstania, ale i nie doczekał się niestety jeszcze końca. Zostało mi go pomalować tylko, ale... brakło czasu, potem chęci. I postanowiłam ostro wziąć się za ukończenie pokoiku. I tak jestem w trakcie tworzenia projektu półek. A MISIA pomaluję jak tylko pogoda pozwoli mi go wynieść na balkon.

środa, 12 września 2012

Gdy wskazówka na trzeciej.

    Noc. Za oknami księżyc okala jasną, nikłą powłoką nieregularne kształty drzew. Sen wkradł się mocno, ale czujnie, bym zbudzić się mogła  na jęknięcie mego dziecięcia. Słyszę. Pojękiwanie i delikatny odgłos wiercenia - oznaki głodu, zapowiedź przebudzenia, płaczu. Wstaję, by przygotować butlę (kryzys laktacyjny). Dziecko już krzyczy, leciutkie krople łez spływają z wolna po czerwonych licach. Biorę maleństwo na ręce, lulam i tulę do piersi by powstrzymać łzy, od których moje serce się kraja. Butelka gotowa. Idę z kruszyną do łóżka, podaję mleczko. Spokój. Za oknem nadal księżyc koloruje świat światłem. A do uszu dobiega mnie jedynie rytmiczny odgłos połykania. Intensywny, równy i szybki, by za chwil kilka osłabnąć i stracić się. Dziecię najedzone. Jeszcze chwila przytulania na pozbycie się niechcianego powietrza z brzuszka. Kładziemy się. Oczy pieką, głowa pulsuje, dając znać, że nie była to pora na pobudkę. I moment gdy dziecięca, mała główka wtula się do piersi, rączka maleńka chwyta jedną połę koszuli, jakby w obawie przed odejściem jej właścicielki, uśmiech malowany na już śpiącej twarzyczce. Chwila, widok, które wynagradzają wszystko.

wtorek, 4 września 2012

Manicure niemowlaka.

Nożyczki, czy cążki? Kwestia gustu, ja
wybieram cążki - lepiej mi się nimi
operuje :) Jednak jak ktoś woli nożyczki
należy pamiętać, że muszą mieć
zaokrągloną końcówkę.  
    Kilka razy już zostałam zapytana jak i czy w ogóle obcinam Bubusiowi paznokcie. Wiadomo, te małe drapaczki obciąć trzeba, bo inaczej maluszek podrapie sobie buzię. Wiadomo? Jednak nie wszystkim :/ Gdzieś na forum wyczytałam, że od tego są łapki niedapki, a paznokcie łamią się same... Ech... Jeszcze inne mamy boją się obcinać, więc obgryzają (!) swoim dzieciom paznokcie.
Wbrew pozorom niemowlęcy manicure jest to nie lada wyczyn, zwłaszcza, jak mamy do czynienia z  ruchliwym urwisem. Jak więc wykonać tę konieczność? Ja ratuję się cycem, przy którym i cążki nie są straszne. Albo zwyczajnie obcinam pazurki jak Mały śpi, bardzo delikatnie, powoli i długo... :)

piątek, 31 sierpnia 2012

Bubusiowe postępy.

    Czwarty miesiąc życia naszego dziecięcia był niesamowity, tyle rzeczy się nauczył:
- Obraca się we wszystkie wybrane strony. Z pleców na boki, na brzuch. Z brzuszka na plecy. Kula się tak po całym łóżku i po podłodze. A leżąc na brzuszku i na bokach wygina się robiąc łódkę.
- Łapie wszystko co ma w zasięgu rączek i kieruje do buzi. Łapie zazwyczaj obiema rączkami. A jak nie umie dosięgnąć, robi wszystko, żeby mu się to udało, jak i to nie skutkuje, złości się niesamowicie dopóki tego nie dostanie, albo czegoś w zamian.
- Śmieje się na głos, zwłaszcza do mamy jak się schyla, albo do taty jak się obraca plecami do Bubusia i przodem.
- Wkłada paluszki do buzi i ssie je. Wkłada też palce do buzi mamy, taty, albo babci, w zależności kto akurat się z nim bawi :D
- Leżąc na plecach łapie się za stópki i bawi się nimi.
- Skrzeczy jak zapita papuga starego bosmana, czasem jak jest podekscytowany, czasem jak się złości.
- Zaczepia wołając na swój sposób, albo jak mu się uda to poszarpie za ubranie, albo kopnie jak mu wygodniej. W ostateczności łka żałośnie domagając się uwagi, zabawy bądź jedzenia.
- Bawi się sam zabawką dłużej niż dwie sekundy ;)
- Chciałby siedzieć. Jeszcze nie potrafi, ale bardzo by chciał i próbuje, próbuje, aż w końcu mu się uda :)
- Wczoraj po raz pierwszy spróbował marchewki :)

czwartek, 30 sierpnia 2012

Ach śpij kochanie.

    Często słyszę/czytam o dzidziusiach, których rodzice nauczyli zasypiać na rękach, kołysać, spać w aucie tudzież w wózku. Inaczej było marudzenie, płacz i krzyki. U nas wygląda to nieco inaczej. Nie patrzę na zegarek i nie zwracam uwagi na to czy Bubuś powinien się już położyć spać, czy nie. Zdaję się w tej sprawie na niego i obserwuję. Jak widzę, że zaczyna pomału marudzić. Trze oczka i ziewa, to kładę go do łóżeczka, włączam jego karuzelę, daję smoka i słonia przytulańskiego, okrywam kocykiem i odchodzę dając mu w spokoju zasnąć. I mały zasypia po swojemu w przekomiczny sposób, ale bez żadnego kołysania, lulania i innych czasochłonnych rytuałów. Powiem więcej, wieczorem nawet domaga się leżenia na płasko do cycusia, przy którym zasypia. Nigdy nie uczyliśmy go zasypiać na rękach (no może poza paroma epizodami tuż po porodzie, kiedy to ja chciałam go po prostu poprzytulać). Przez jakiś czas padał na bujaku i tam spał. Ale odkąd potrafię odczytać z jego zachowania ten moment, kiedy to już dziadek piasek bierze go pod rękę, zasypia pięknie w swoim łóżeczku.
Wiem, wiem już słyszałam nie raz i nie dwa, że mam niesamowicie spokojne i grzeczne dziecko, że tak ładnie  potrafi spać. Może i jest spokojny i grzeczny, ale to nie tylko od dziecka zależy, jak będzie zasypiało. Gwoli przykładu postawię sprawę zasypiania naszego malucha u mojej mamy. Otóż babcia, jak to babcia, na hasło "on już jest śpiący", chyc małego z wózka na ręce i cisza jak makiem zasiał być musiała, bo babcia dziecko bawi. Martwiłam się, że Kubuś nie będzie chciał zasypiać w inny sposób. Niedługo musiałam czekać na efekty takiego zachowania. Kilka razy bąbel sprawdzał, czy mama, albo tata też wezmą na ręce, ale jak kolejny raz wylądował w łóżeczku, a mama stała obok głaszcząc po pleckach, zrozumiał, że w domu ten numer nie przejdzie. Za to jak zobaczy babcię domaga się, żeby go wzięła na ręce i nie ma przebacz.
Przykład numer dwa i historia usypiania Bubusia przez prababcię (moją babcie). Spędziliśmy u mamy kilka dni, gdzie też była babcia. A moja babcia uważa, że jak dziecko jest małe to powinno spać. I chyba tylko spać. Tak więc, gdy tylko mały ziewnął to od razu zaczęło się usypianie. Jeżdżenie z wózkiem tam i z powrotem, podskakiwanie, cudowanie. Dziecko w końcu usnęło, pospało piętnaście minut i wstało, poziewało po przebudzeniu i znowu zaczęło się usypianie, bo "dziecko ziewa, bo nie dospało"... Efekt? Dwa dni marudzenia. Bo jak tu nie marudzić, jak ktoś cię wiecznie usypia, a ty chciałbyś się pobawić. Ale to jeszcze nie wszystko. Nagle Kuba nie chciał zasypiać w łóżeczku, chciał się bawić wbrew temu, że mu się oczka same zamykały. A każda próba położenia go na plecach kończyła się płaczem.  Nie było rady. Wizyty u mamy podczas gdy jest tam babcia, ograniczone zostały do minimum. I zasypianie wróciło do normy.
Wniosek? Ja wyrobiłam sobie zdanie takie: dziecko
trzeba obserwować i pokazać mu jak należy zasypiać, dążyć konsekwentnie do celu i przede wszystkim nie usypiać na siłę, jak dziecko nie chce.

                                                A tak komicznie zasypia nasz synuś :D

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Smoczek - nie taki straszny, za jakiego go miałam.

    Będąc jeszcze w ciąży byłam zaciekłym wrogiem smoczka. Dlaczego? Bo smoczek uspokajacz, kojarzył mi się z zatykaniem dziecka, ignorowaniem jego potrzeb i wielkim problemem z odstawieniem go w odpowiednim czasie. Zdanie mojego męża było całkiem inne. Sądził, że smoczek to uroczy dodatek do każdego malucha. Odbyliśmy kilka dyskusji i doszliśmy do wniosku, że spróbujemy znaleźć złoty środek. Postanowiliśmy, że smoczek podawać będziemy, ale nie często. I tak, jak mały się urodził poznawaliśmy się ze sobą, uczyliśmy się odczytywać i zaspokajać potrzeby małego człowieczka. Okazało się, że nasz maluch miał bardzo silną potrzebę ssania. Przy piersi był krótko, bo ssał intensywnie i szybko się najadał. Zwłaszcza podczas zasypiania potrzebował coś pomamlać. I wtedy smoczek okazał się nieocenionym przyjacielem. W nocy zasypia przy piersi, ale podczas dnia, czy na spacerze kiedy sen już morzy małe zmęczone oczęta usteczka domagają się czegoś do ssania. Uśliniony był kocyk i rękawki i wszystko co było pod ręką. Ugięłam się i podałam małemu smoczek, z którym zasnął od razu spokojnym, długim snem. Teraz dyduś jest z nami obecny przy zasypianiu i tylko przy zasypianiu. Ale już nie długo. Zdaje się, że potrzeba ssania Bubusia już go pomału opuszcza. 

Ciekawostka: Amerykańska Akademia Pediatrii stoi na stanowisku, że zasypianie ze smoczkiem zmniejsza ryzyko występowania zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej.


wtorek, 21 sierpnia 2012

Spacerówka.

    Ze względu na sprzyjające warunki atmosferyczne myślałam, że zdążę wyprać i wysuszyć materacyk i ochraniacz z gondolki wózka. Jakież było moje rozczarowanie, gdy zorientowałam się, że niebawem już czas  wyruszyć na zakupu, a pranie nadal mokre. Wpięłam więc do wózka spacerówkę, ustawiłam oparcie na płasko, wsadziłam malca, pozapinałam i ruszyliśmy. Muszę przyznać, że spacerówka sprawdziła się rewelacyjnie. Bąbel miał szerszy widok, co bardzo mu się spodobało. W prowadzeniu samego wózka nie zauważyłam większych zmian.Pomyślałam, że może zostawię już spacerówkę na stałe, ale czy to nie za wcześnie dla czteromiesięcznego bąbla? Z drugiej strony przecież Bubuś, mimo, że w spacerówce mimo wszystko leży. A wy kiedy przełożyłyście swoje pociechy do spacerówek?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

A myślałam, że lato odeszło.

    Aż się wierzyć nie chce, że termometr wskazuje  ponad trzydzieści stopni Celsjusza! Niebo bezchmurne, a żar leje się z nieba. I kto by pomyślał, że jeszcze zaledwie kilka dni temu przywitałam się z kurtką jesienną, a Bubuś miał okazję założyć cieplejszy sweterek. Mimo że niebo było piękne, dzień wtedy był wietrzny i chłodny. Nie przeszkodziło nam to w wypoczynku na działce mojej mamy.



Na kocyku pod chmurkami mały szkrabek  lata na mamusi rękach a tatuś cyka foty, by uwiecznić i wracać do tych szczęśliwych chwil. Jak dobrze, że żyjemy w czasach, w których aparat fotograficzny istnieje i jest powszechnie dostępny.

A zbaczając z tematu. Wczoraj wieczorem zawitał na naszym balkonie gość. Poznajcie zmęczonego konika polnego ;) Miłego dnia :)

niedziela, 19 sierpnia 2012

Versatile blogger.

    W ramach zabawy, do której zaprosiła mnie  moja pierwsza ciąża, napiszę o sobie siedem rzeczy, których jeszcze o mnie nie wiecie.

1. Był czas, kiedy fascynowały mnie runy, czakry i medycyna niekonwencjonalna. Miałam jakieś czternaście lat.

2. Jeszcze przed ciążą potrafiłam dotknąć czołem swoich kolan i zrobić mostek z pozycji stojącej.

3. Nigdy w życiu nie miałam złamanej żadnej kości.

4. Mam trzech braci i marzyłam o siostrze dopóki nie poznałam Misiaka :D Żartuję, po prostu pewnego dnia pogodziłam się z tym że nigdy nie będę jej mieć.

5. Ukończyłam technikum budowlane i nadal lubię oglądać programy o tej tematyce.

6. Jak poznałam Misiaka, ubierałam się w stare koszulki, spodnie w kratę i glany. A zamiast plecaka, posiadałam kostkę.

7. I wreszcie, to Misiak był moim pierwszym i jedynym mężczyzną :)

I to na tyle, zdziwione?

Aha i zapraszam dalej do zabawy:
nikki
kararelka
szpilka
dziewczynaM
chyba wy się jeszcze nie bawiłyście, bo reszta już ujawniła swoje siedem zdań.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Kiedy myśli się zmieniają.

    Będąc jeszcze w ciąży, próbowałam oswoić się z myślą, że w momencie pojawienia się w naszym życiu maleńkiego człowieczka, życie przewróci się o sto osiemdziesiąt stopni nie tylko moje i Misiaka, ale całej naszej rodziny. Pierwsze tygodnie po urodzeniu - ku mojemu zdziwieniu, nie przyniosły jakichś strasznie ogromnych zmian. Bubuś będąc spokojnym i mało wymagającym noworodkiem nawet dawał się nam wysypiać. A nawet jak już udało mu się popsuć nam trochę nerwów, to i tak wszystko wynagradza nam uśmiechem. Pomyślałam więc, że wcale tak strasznie życie mi się nie przewróciło jak myślałam i jak mi wszyscy to mówili. Ale jednak jakieś zmiany zaszły i to nawet spore, w moim sposobie myślenia. Przyłapałam się ostatnio na myśli, która nie była do mnie podobna i sama się zdziwiłam jak uzmysłowiłam sobie to o czym pomyślałam. Mianowicie, siedząc na tylnym siedzeniu samochodu pomyślałam, że skoro Bubuś jest zapięty bezpiecznie w swoim foteliku, to dlaczego mamusia z tatusiem nie są? Robimy przecież wszystko by nasze dziecko było bezpieczne. A my? Gdyby nie daj Boże, trafił nam się nawet mały wypadek, Bubusiowi nic by się stało, a mamusia, albo tatuś przypłaciliby niezapięte pasy choćby złamaną ręką. Kto zająłby się naszym synkiem? Takie samo pytanie zadaję sobie, gdy narażam się za przeziębienie. Nie martwię się tym, jak się będę źle czuła, ale nad tym, jak zajmę się synkiem.
Tak więc podsumowując stwierdzę tylko, że nie tylko życie zmienia się świeżo upieczonej mamy, ale też umysł. A o tym już nie każdy powie. Nie każdy się przyzna.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Radości.

    Wczoraj. Ósmy sierpnia. Trzecia rocznica ślubu. Jak to zleciało. Od męża dostałam piękny bukiet kwiatów.  W takie dni nachodzi mnie na refleksję i  rozmyślenia. Wiecie co wywołuje u mnie najszczerszy, najszczęśliwszy uśmiech radości? Oczy mojego męża, jak patrzą na mnie ukradkiem, obserwując mnie z naszym synem na rękach. Malutka dłoń Bubusia, która mizia mnie delikatnie po ramieniu, gdy trzymam go na rękach. I ten uśmiech. Nie ma nic bardziej szczerego, pierwotnego i anielskiego od uśmiechu dziecka. Każdy, nawet najmniejszy postęp synka, na który dany mi jest patrzeć u boku ukochanego mężczyzny. Mogłabym tak wymieniać do nocy. Tyle jest takich małych, wielkich radości.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Chrzciny.

    Obchodziliśmy chrzciny w niedzielę. Były wielkie przygotowania, ksiądz, restauracja, goście. Kupa śmiechu i zabawy oraz jedno wielkie rozczarowanie. Rodzina zjechała się już w sobotę. Wszyscy uśmiechnięci, radośni. Bubuś miał radochę wielką, że tyle twarzy wokół niego robi głupie miny. Nosił się też na rękach, a to u babci jednej, drugiej, a to u cioci tej i tamtej i nawet u wujka jednego, drugiego, trzeciego i jeszcze tu i tam na rączkach wylądował. Impreza  z restauracji przeniosła się do mieszkania moich rodziców (bo większe) i tam się działo. Polała się promilowa woda i zaczęły się wygłupy i śmiechy i dyskusje. Mój brat wpisał się małemu do książeczki swoim kaligraficznym pismem: "myśl samodzielnie twój wujek". Kubuś miał towarzysza zabaw starszego o kilka miesięcy kuzyna, oboje byli grzeczni i roześmiani. Ogólnie mówiąc impreza się udała. Było tylko jedno rozczarowanie, ale za to jakie wielkie. Na chrzciny byli również zaproszeni znajomi, konkretnie trzy osoby Pani A, jej córka B i chłopak córki, nazwijmy go C. I.... nie przyszli, nie racząc nas o tym zawiadomić. A szkoda, bo mieli zapłacone miejsca w restauracji. Gdyby dali znać choćby godzinę wcześniej, to moglibyśmy poprosić kogoś innego, a tak... szkoda gadać. Byliśmy ciekawi dlaczego nas nie zaszczycili swoją obecnością, martwiliśmy się, może się coś stało, bo przecież od tak ludzie nie robią takich rzeczy, zwłaszcza, że żadne z nich nie odbierało telefonów. Co się okazało dnia następnego?... Pani A skwitowała jedynie, że przecież na zaproszeniu nie było napisane, że trzeba potwierdzić przybycie. Jej córka nie odbiera telefonu w ogóle, nie odpisała również na smsa. A z kolei chłopak córki uczciwie przyznał, że przypomniało mu się o chrzcinach dopiero jak o osiemnastej zobaczył nieodebrane od nas połączenia...