środa, 4 lipca 2018

Gdy zgasną światła, miłość rozjaśni wszechświat.

Gdy światło dnia gaśnie w chłodzie nocy, ja zmęczona, wyczerpana leżę w ciszy i nie potrafię zasnąć. Powieki, mimo że ciężkie, nie chcą dać oczom upragnionego odpoczunku. Czuję ból i smutek. Tak mi strasznie przykro i źle. Łzy stają w gardle, usta drętwieją, ciało leży niewygodnie, zbyt zmęczone, by zmienić pozycję. I pamiętam każdą łzę,każdy nóż wbity w serce. Wspomnienia kotłóją się w głowie jakby miały tam najlepszą imprezę. Choć nie chcę tego. Nie chce tych wspomnień, nie chcę tych smutków, nie chcę tego wszystkiego. To przychodzi samo nęcone rozpaczą w mojej duszy. Wabione goryczą wspomnień. Przychodzi i nawiedza, dręczy mnie i ma się świetnie, w przeciwieństwie do mnie. Ale teraz potrafię ten smutek przyjąć i żyć z nim. Żyć. Mam dla kogo żyć. Jestem matką, nie mogę zawieść moich dzieci. Dlatego w nocy zamiast rozpaczać i pozwalać ponieść się własnym demonom, próbuję je odpędzić. Patrzę na twarz śpiącego obok mojego aniołka. Kocham.Czuję tę miłość, czuję jak napływa w moje serce, daje spokój i rozjaśnia mój wszechświat, każdy uśmiech we śnie jest jak łata na moje rany. Ciepło wtulonego we mnie dziecka dodaje mi sił, koi jak nic innego. Kocham. Żyję. Mam się dobrze.