wtorek, 4 października 2016

Oddać dziecku samodzielność.

    Nie do wiary jak szybko czas leci. Zdecydowanie za szybko, niemal ucieka przelewając się między palcami. Jeszcze wczoraj mój synek był malutkim bobaskiem siedzącym w foteliku do karmienia, śmiejącym się i śliniącym brzdącem, który uczył się dopiero posługiwać łyżeczką i widelcem, malutkim i nieporadnym, ale upartym i wytrwałym nerwusem. Dziś już daleko mu do tego opisu. Dziś jest już dużym chłopcem i sam o sobie tak mówi. Wiele rzeczy potrafi zrobić sam, a ja wciąż łapię się na tym, że wciąż przy wielu rzeczach chcę mu pomagać, zamiast dać mu te pół minuty więcej na poprawienie i zapięcie buta, wolę podejść i zrobić to za niego. Ale staram się bądź co bądź trzymać się z daleka, jak już się sama złapię na tym odruchu ratującej z opresji, zatroskanej mamy. Pamiętam jak dwa lata temu była dumna z tego, że mój ówczesny dwulatek wkładał samodzielnie małe buciki i choć nieraz zakładał prawego buta na lewą nogę i odwrotnie i zajmowało mu to czasem z górką dobre pięć minut, to on się nie poddawał, a mnie cieszyła każda taka próba samodzielności i uwielbiałam na to patrzeć. Nie wiem szczerze mówiąc gdzie i kiedy i jak to się stało, że zaczęłam moje dziecko wyręczać w takich momentach. Nie wiem kiedy to się zaczęło, ale wiem, że najwyższa pora przestać i oddać mu jego samodzielność w jego ręce. Czas najwyższy traktować go jak dużego chłopca, którym jest. Pozwolić ubierać samodzielnie buty. Zawsze, nie tylko jak on chce iść na ogródek, a mnie nie chce się zejść na dół. Czas wrócić do samodzielnego mycia zębów, nawet jeżeli to oznacza, że te nie będą idealnie czyste. Czas by poczekać, aż zapnie choć jeden guzik od koszuli, by następnego dnia mógł zapiąć dwa. Czas najwyższy by spał we własnym łóżku, we własnym pokoju. Tak, własnie czas na to wszystko nadszedł i ja sobie zdałam z tego sprawę. Ale. No właśnie, zawsze jest jakieś ale, prawda? Otóż, ale to nie takie proste jak się wydaje. To kwestia przyzwyczajeń i walki z samą sobą, by znowu zacząć syna wspierać, a nie wyręczać. Wiem jakie to ważne w życiu. Patrzyłam na dzieci, które matki wyręczały we wszystkim, a potem miały do tych dzieci pretensje, że nie radzą sobie z najprostszymi zadaniami. Wiem jak to dzieła i broniłam się przed tym, tylko gdzieś się po drodze pogubiłam i dałam się wplątać w wir pod tytułem "daj, pomogę ci".
Ale dlaczego to takie ważne? Ja to widzę tak: myję synowi zęby, niech taki przykład będzie. Ja myję i choćbym tłumaczyła przy każdym myciu co robię i dlaczego, to dziecko mało z tego zapamięta, bo to nie on myje te nieszczęsne ząbiska, tylko ja. Ja się skupiam na myciu zębów, a on na... No właśnie i tu jest problem. Ja się skupiam na zębach, a on na niczym. Myśli o niebieskich migdałach i bawi się w najlepsze, albo co gorsza nudzi się i zaczyna marudzić. A potem? Co potem? Potem przychodzi dzień, w którym stwierdzam, że przecież taki duży chłopak już sam z powodzeniem potrafi umyć sobie zęby i zaczynam tego oczekiwać, nie zważając na to, że przez cały czas mycie zębów to była zabawa lub nuda i nagle oczekuję, że zacznie skupiać się na myciu zębów. I może owszem, jego ręce już potrafią operować szczoteczką bardzo dobrze, ale to jeszcze nie znaczy, że mózg też tak chętnie zajmie się szczotkowaniem. Nie, nie twierdzę, że mózg wyjdzie z czaszki i wyhoduje sobie ręce, żeby chwycić szczotkę i pastę, aż tak mnie wyobraźnia nie ponosi. Twierdzę tylko, że nawet szczotkowanie zębów, takie niby nic, ale wymaga wypracowania sobie rutyny i skupienia się na tej czynności, by można było ją wykonać sprawnie i szybko. Dlatego tak ważne jest, by pozwolić dziecku na wypracowanie tej rutyny i ćwiczeniach skupienia samodzielnie. Być może z mamą czy tatą obok, służącymi dobrą rada i wsparciem, a najlepiej dającym przykład. I tak samo jest z ubieraniem, myciem, jedzeniem. Dlaczego mam nagle oczekiwać, że moje dziecko skupi się na powyższych i poświęci im całą uwagę, skoro dotąd jedynie miał podać rączkę, wystawić nóżkę, czy otworzyć buzię?
Nie taka było moja wizją i założenia dotyczące samodzielności mojego dziecka, ale stało się, zaczęłam go wyręczać i czasu nie cofnę, ale w zamian świadoma tego co się dzieje mogę oddać mu jego samodzielność powoli, bez presji i bez nacisku. Wiem, że to duża zmiana, nawet jeżeli mówimy o małych codziennych rzeczach i jak każda zmiana, wymaga czasu. Mam tylko nadzieję, że wystarczy mi cierpliwości i samozaparcia, by wytrwać w tym postanowieniu, biorąc pod uwagę, że niebawem pojawi się na świecie nasz mały dzidziuś. Tak czy siak, staram się myśleć pozytywnie.