Szczęśliwa ta, której w ciąży nudności i wymioty nie dręczyły. Ja niestety do tego szacownego grona nie należę i owa wątpliwie przyjemna przypadłość towarzyszyła mi w pierwszej ciąży i towarzyszy nadal teraz w drugiej. Nudności moje, nie, nie poranne, kto to w ogóle wymyślił, by nudności w ciąży nazwać porannymi? No chyba, że chodzi o to, że posiada je się od samego poranka, no to wtedy się zgodzę... Tak czy siak. Nudności w ciąży towarzyszą mi codziennie z różną siłą i o każdej porze dnia. Czasem śmieję się, że muszę jeść jak dziecko co cztery godziny bo inaczej rzygam jak kot. I tak faktycznie jest. Mniej więcej co cztery godziny robię się głodna, a jak niczego nie zjem to z głodu jest mi niedobrze, ale uwaga, nie wystarczy zjeść, żeby pozbyć się problemu, byłoby za łatwo. Trzeba zjeść lekko, niespiesznie i mało. Bo w przeciwnym razie... któż by się spodziewał... rzygam jak kot, albo umieram z niestrawności. Nudności w ciąży to to, czego w ciąży mi nie brakowało. I faktycznie najbardziej dokuczają mi rano. Ale na to mam jedną receptę wyczytaną w Googlach. Wpisałam w wyszukiwarkę "nudności w ciąży" i wyskoczyło mi kilka porad. Najbardziej przydała mi się ta, żeby rano zafundować sobie śniadanie do łóżka :) Choć są tylko dwa biszkopty, to zjedzone w łóżku zanim jeszcze ruszę tyłek do toalety to już jakoś lżej na żołądku. Inną poradą na nudności w ciąży były regularne, częste ale małe i lekkie posiłki w ciągu dnia, ale jak już pisałam wyżej, mój organizm sam to na mnie wymusza, więc nie mam z tym problemów. I oczywiście wszędzie radzą, żeby dużo pić, ale to w ciąży akurat wiadomo, co nie?
A oto czym się raczę w obecnej ciąży
przy okazji podkarmiam syna :)
A jak u Was z tym tematem? Bardzo Wam nudności dokuczały? A może macie jakiś niezawodny sposób na nie? Z chęcią spróbuję :)