środa, 20 kwietnia 2016

Czym jest miłość?

     Przeglądając bezwiednie strony fejsbukowych mądrości, blogi różnej maści i tematyki i artykuły sprytnie podrzucane mi pod nos przez przebiegły googlowski system personalizacji reklam i materiałów sponsorowanych, często natykam się na niewyczerpany, nieśmiertelny i szeroki jak nicość w duszy temat. MIŁOŚĆ. Czytam bzdurne artykuły o tym jak należy się przygotować do związku. Spotkałam się też z zimnymi kalkulacjami zysków i strat pod pytaniem czy to w ogóle może wypalić. Porady w punktach "CO ZROBIĆ, ŻEBY TWÓJ ZWIĄZEK BYŁ SZCZĘŚLIWY." Coś w stylu "Jak małżeństwo niszczy związek". I mnóstwo innych steków bzdur w podobnym stylu. Dlaczego piszę o tym "bzdury" może chciałby ktoś zapytać. To odpowiem grzecznie, że tak właśnie myślę. Bo czytając ten stos literek mam wrażenie, że po drugiej stronie komputera pisała to osoba w wieku co najwyżej gimnazjalnym. Z dojrzałością emocjonalną nastolatki, albo nieco odwrotnie: licealisty porzuconego i obrażonego na cały świat, który doszczętnie zapomina, albo nie wie, że MIŁOŚĆ TO NIE JEST COŚ NAD CZYM DA SIĘ ZAPANOWAĆ, CZY ZAPLANOWAĆ. I tak naprawdę wszystkie te "mądrości" tracą jakikolwiek sens kiedy ma się do czynienia miłością twarzą w twarz.
Jak ja to widzę? Chętnych zapraszam do lektury.

CZYM JEST MIŁOŚĆ?
źródło
To pierwsze podstawowe pytanie jakie należy zadać w tej tematyce. I jako jedną z pierwszych odpowiedzi jakoś zawsze natykam się na "motylki w brzuchu", ale ten etap to jeszcze nie miłośc, to dopiero zauroczenie. Miłość przychodzi z czasem. I czasem jest piękna.
Kiedy miłość dopada bratnie dusze. Dwoje osobnych ludzi, zupełnie różnych, a jednak mają wspólny język, spólne wartości i cele. Kiedy tworzą związek oparty na przyjaźni, ale również namiętny. Gdzie jedno wskoczyłoby w ogień za drugiego, ale jednocześnie żadne z nich tego nie oczekuje. Żyją ze sobą, dla siebie i dbają o siebie nawzajem. I to takiej miłości zazwyczaj pragną kobiety, choć pewnie faceci również. Miłości silnej, zrównoważonej. Miłości po grób. Ale żeby taką miłość osiągnąć, nie wystarczy stosować się do pięciu, dziesięciu, czy nawet stu zasad. Nie sądzę, raczej wiem, że to nie jest takie proste.
źródło
Bo to nie miłość ma wpływ na nasz związek. Nie tylko to co czujemy ma wpływ na postępowanie, ale też nasze postępowania mają wpływ na to jak czujemy. To właśnie to jakimi ludźmi jesteśmy określa naszą miłość i to co z nią zrobimy. Bo miłość to wartość, a nie uczucie. Słyszałam nieraz to zdanie nie raz w szkole i jako nastolatka nie bardzo potrafiłam o zrozumieć. Ale teraz rozumiem. Przynajmniej na swój porąbany sposób. A jak? A no tak właśnie: Czy owe motyle w brzuchu to miłość? Nie. To raczej oczarowanie. Myślę o niej, marzę o tym żeby była moją, (wybaczcie) staje mi na samą myśl o niej, czy to już miłość? Absolutnie. To się nazywa pożądanie - tak często z miłością mylone, ale jednak chodzące z nią w parze. Myślę o tym co robi w ciągu dnia, zastanawiam się jak jej poprawić humor gdy płacze, chciałbym spełnić jej marzenia, martwię się o nią, bo znowu nie przespała nocy, czy to miłość. Tak, tu już zaczyna się miłość wkradać w serce.

żródło
Prawdziwą, dojrzałą miłość widać w czynach, nie w słowach czy deklaracjach. Kiedy facet rezygnuje z szybkiego wozu, nie dlatego, bo kobieta mu każe, ale po to by nie musiała się martwić o niego, poświęca cześć siebie dla niej. To jest miłość, idąca z rozsądkiem w parze nawiasem mówiąc. Kiedy ona zaczyna z dystansem zaczyna traktować całą rzeszą jej wielbicieli, nie tylko dlatego, że znalazła miłośc swojego życia, ale również po to, by on nie musiał już czuć tego przeszywającego bólu zazdrości. Bo mimo tego, że komplementy zawsze kobieta chętnie wysłucha, to jej wybranek i jego uczucia są dla niej ważniejsze. I nie ma to nic wspólnego z zaufaniem. Bo przecież on może jej ufać i słowem nie pisnąć o tym co go w środku zabija, to jednak to go zabija, a on na to wpływu nie ma.  
Czym jest więc miłość? Czy to uczucie? Nie, nie tak bym to określiła. A raczej nie tylko uczucie, to także emocje jakie przeżywamy przy drugiej osobie, ale również te, które w niej wzbudzamy. To sposób w jaki traktujemy ukochaną osobę. Wszystko czego jesteśmy w stanie się wyrzec. To poświecenia i czas dany drugiemu człowiekowi.

źrógdło
No dobrze a co jeśli ktoś kocha, tak deklaruje, czasem to udowadnia w czynach, ale nadal kieruje się własnym dobrem na pierwszym miejscu? Nie zrezygnuje z szybkiego samochodu, czy flirtów na boku. Nie dba o to czy założę sweter, bo czas nagli, więc ubrać trzeba się szybko. Nie martwi się, gdy nie prześpię nocy, bo to moja sprawa i nie będzie się mieszać. Nie zainteresuje się moim hobby , bo jest nudne. Nie zaakceptuje słabości. Będzie wykorzystywać moje uczucia dla własnej przyjemności, bo wiem, że ja kocham. Czy tak człowiek też może kochać? Nie wiem. Pewnie może. Ale to już będzie raczej miłość tragiczna.






Czy to w ogóle ma sens? Czy to tylko chaos wyjęty z mojej głowy?

czwartek, 7 kwietnia 2016

Z dzieckiem w kuchni.

    Jak tylko Kuba się urodził mój świat stanął na głowie i zaczął kręcić się wokół niego i tylko wokół niego na początku. Sprzątałam gdy synek spał, kąpałam się gdy bawił się z tatą, odsypiałam gdy babcia wzięła dziecia na spacer... wszystko co robiłam, robiłam już inaczej, nie tak jak dotychczas w wyznaczonych przez siebie porach i standardach. Po porodzie obowiązki domowe zaczęły przypominać wyścigi klaunów. Tak klaunów. A dlaczego? A no dlatego, że po pierwsze wszystko było robione na czas, to w dodatku z głupimi minami i udawaniem pieska, żaby tudzież grubo pomylonej baletnicy. A wszystko po to by uzyskać dodatkowe pół chwili śmiechu na starcie kurzów do końca, czy pozmywanie garów. Żyjąc tak w haosie ogarnięta, robiąc wszystko (łącznie z szukaniem) pod dyktando syna, myślałam, ba byłam przekonana , że świat stanął do dołu głową i śmiejąc się w głos szyderczo wyzywa mnie na pojedynek. Miałam najszczerszą ochotę schować głowę w piach i wykrzyczeć wszem i wobec , że nie dam rady poskładać swojego życia z powrotem do kupy. No tak, ale jak to tak? Umyć się przecież trzeba bo pomijając towarzystwo wokół to ja sama ze sobą śmierdząca i klejącą nie wytrzymam więc idąc na kompromis po prostu odpuszczalam sobie a to depilację, a to balsam, a już w szczególności zwykle grzanie zadka w wodzie. Naczynia w kuchni też trzeba było jakoś ogarnąć, bo o ile mogę sobie zrobić drugą, a nawet trzecią herbatę w tym samym kubku, to jedzenie obiadu raczej z brudnych talerzy nie wyszłoby nam na dobre. No i mój koszmar z tamtych dni... podłoga. Posiadając panele przy pełzającym, wsysającym spod ręki wszystko jak leci , małym niemowlaka trzeba je było zamiatać i myć czasem trzy razy dziennie. Takie uroki kawalerki. I mordowałam się tak czas jakiś, aż pewnego dnia mnie olśniło. We wszystkie obowiązki domowe zaangażowałam synka, oczywiście w stopniu odpowiednim do wieku. I tak mykać podłogę dawałam mu chusteczkę nawilżają i on mył razem ze mną. Jak zbierałam zabawki to i on dorzucił jedną, potem jak już chodził to zbierał razem ze mną. A w kuchni? Gotuje że mną do dziś 😊