czwartek, 14 czerwca 2012

O zakupach i o pasji sprzed lat.

    Troszkę zaniedbałam ostatnio bloga. Ale jakoś nie miałam ani czasu, ani weny dopisania. Już nadrabiam :)
Po pierwsze. Wreszcie, nareszcie wybrałam się do sklepu ;) Zostawiłam Kubusia z tatą i babcią na cztery godziny. Niby tylko cztery godziny, a z tęsknoty usychałam. Pisałam i dzwoniłam, żeby się dowiedzieć, czy jest grzeczny, czy sobie radzą, czy przypadkiem nie płacze. Jak się okazało, dziecko sobie lepiej poradziło od mamy i nie wcale się nie nudziło. Jako że malutki jest już coraz większy i starszy, to potrzebuje też więcej uwagi. Zaczyna pomału gaworzyć i tak intensywnie gadał z babcią, że aż mu się zasnęło. Tatuś go zabrał na spacer i dziecko nawet nie zauważyło, że mu mama zniknęła ;) A jak było na zakupach? Na początku był koszmar, złość, żal i załamanie. Postanowiłam zakupy zacząć od spodni. No to szukałam, szukałam, szukałam i nic. Żadne na mnie nie pasowały. Te za małe i tamte też. Jak już w któreś weszłam w udach i biodrach, to za pas mogłabym wsadzić kurtkę zimową. No może przesadziłam, ale wiadomo o co chodzi. Po przymierzeniu kilkudziestu par spodni, trafiłam na takie jakie w końcu pasowały. Wtedy nawet nie patrzyłam na cenę. Wzięłam dwie pary. Przy kasie miła niespodzianka - obie pary przecenione, a do tego druga para za pół ceny. W innym sklepie wzięłam jeszcze kilka bluzek i wróciłam do domu, do moich chłopaków ;) I tak nie kupiłam wszystkiego co chciałam, ale już  miałam mało czasu, może jeszcze znowu pojadę. Mój brat też chciałby kupić kilka rzeczy, więc pewnie wybierzemy się razem.
Po drugie. Wysprzątałam mieszkanie. Hura:) Dotąd ogarniałam jedynie szybko. Nawet chciałam okna umyć, ale tak lało, że nie warto było ich jeszcze ruszać.
Po trzecie. Odezwała się we mnie stara pasja. Od dziecka lubiłam rysować. Ale nie wychodziło mi to tak jakbym tego chciała, więc porzuciłam pasję. Ale przecież nie muszę tym zarabiać na życie, więc nawet jak mi coś nie wyjdzie i spartole rysunek to świat się nie zawali. Poza tym strasznie zazdroszczę koleżance z ławki szkolnej jej rysunków. W szkole rysowałyśmy na równym poziomie. Dziś jej prace są o niebo lepsze od tych szkolnych, a ja od tamtego czasu nic konkretnego nie narysowałam. I szlag mnie jasny trafił jak uświadomiłam sobie ile czasu zmarnowałam. A wystarczyło ćwiczyć i czerpać z tego przyjemność. No cóż, zostało nadrabiać zaległości i inspirować się koleżanką. Odkurzyłam ołówki, wzięłam kartkę i ... zaczęłam rysować. Znowu zaczęłam rysować... Cóż za radość płynęła przez ciało. Zdążyłam już zapomnieć jakie to uczucie.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

USG bioderek.

    Dziś mieliśmy umówioną wizytę z Kubusiem na USG bioderek. Co prawda miał przeprowadzone to badanie w szpitalu, praktycznie zaraz po urodzeniu, ale i tak profilaktycznie dostaliśmy zalecenia, by to badanie powtórzyć w 8 tygodniu życia dziecka. A że w 8 tygodniu się nie dało, bo miejsc w poradni nie było, termin był dopiero w 15 tygodniu, nie pozostało nam nic innego jak pojechać zrobić badanie prywatnie.
Wchodzimy do ładnego budynku,  gabinet taki, taki, śmaki i owaki. Poczekalnia i rejestracja bardzo schludnie, gustownie urządzone. Poczekalnia w sali dla dzieci wygląda jak sala zabaw, w niczym nie przypominając poczekalni z przychodni dziecięcej z Kasy Chorych. Od razu widać, że Tu leczy się prywatnie. Ale nie o tym miałam pisać:) Siedzimy z Maluchem pod pracownią USG, ja na krześle, Kubuś śpi w foteliku samochodowym, stojącym na podłodze. Przed nami jest tylko jedna para z dzidziusiem. Wchodzą. Słychać przyciszone głosy zza drzwi gabinetu, jak to u lekarza. Na raz krzyk dziecięcy, wrzask, płacz. Myślę sobie: Boże, jakież to straszne musi być badanie? Ale jak? Przecież to tylko usg... Może lekarz mocno naciska, pozycja nie wygodna?... itd. Malec zza drzwi gabinetu jakoś się uspokoił, lekarz jeszcze coś do rodziców opowiadał przez chwilę i rodzina wyszła, zadowolona bo badanie nie wykryło nieprawidłowości. Następna ja, z synkiem. Ja w strachu, po wrzaskach poprzedniego dzidziusia. A Kubuś śpi, otwierając co jakiś czas to prawe, to lewe oczko. Lekarz sympatyczny o przyjemnym głosie pyta jakie badanie będziemy robić. Wyjaśniliśmy wszystko, nadszedł czas badania. Rozebrać, położyć, przytrzymać nóżki w odpowiedni sposób. Lekarz pojeździł głowicą z usg po jednym i drugim bioderku. Wszystko w porządku, badanie skończone. A dzidzia dalej śpi. :) I o co tyle strachu? ;)
Tak przy okazji tematu. Wczoraj zagościli do nas w końcu sąsiedzi, którzy zachodzili do nas już od porodu :)
Ich córcia jest już duża, bo w tym roku była w I Komunii Św. ale mimo to i tak pamiętają te straszne czasy jak mała była unieruchomiona od pasa w dół. Z niedowierzaniem słuchałam jak opowiadali mi jak lekarze zaniedbali badanie bioderek ich córci. Pediatra sprawdził tylko czy fałdki na udach są symetryczne i nic więcej. Nawet nikt ich nie poinformował, że każdemu dziecku powinno się zrobić usg bioderek. Na szczęście zmienili pediatrę na prywatnego. Dopiero ta pani skierowała ich an usg. Okazało się, że mała ma oba stawy zwichnięte. Dlatego fałdki były symetryczne. Mała przez pół roku miała usztywnione nogi. Wadę wykryto w ostatniej chwili. Trochę później i dziecko ratowałaby już tylko operacja...:/

piątek, 1 czerwca 2012

Dzień Dziecka

    Tak się przyjęło, że na Dzień Dziecka, każdemu dziecku się prezent daje nawet temu najmłodszemu. Nie ważne, że półtoramiesięczny chłopiec nawet nie wie jeszcze co to jest Dzień Dziecka i wszystko mu jedno czy dostanie prezent, czy też nie. Niemniej jednak szukałam na allegro odpowiedniej przytulanki dla maluszka. Niestety żadna nie przypadła mi do gustu :( Tatuś za to kupił mu prezent tak dawno, że już pewnie sam tego nie pamięta :D Bo szkrab był wtedy jeszcze w brzuszku, a Misiak nie mógł się oprzeć i musiał kupić kocyk misia, o taki właśnie:


Może teraz z tego radochy mieć nie będzie, ale jak trochę podrośnie to myślę, że jak najbardziej :) A kocyk zawsze się przyda.

WSZYSTKIM DZIECIOM ŻYCZYMY WSZYSTKIEGO NAJSŁODSZEGO ! :)