czwartek, 1 marca 2012

Po prostu miłość.

   Z moim kochanym Misiakiem jesteśmy małżeństwem już prawie trzy lata, a parą ponad siedem lat. Dla jednych wydawałoby to się ulotną chwilą, dla innych - jak i dla mnie samej - jest to już szmat czasu. Miewałam owszem chwile zwątpienia, czy to co nas połączyło nie było przypadkiem jedynie zauroczeniem i już dawno odeszło w niepamięć, zostawiając tylko ułudne przyzwyczajenie i rutynę dnia codziennego. Że poza tym, że nauczyliśmy się egzystować obok siebie w jakichś określonych schematach nie mamy nic. Zawsze w takich momentach spotyka mnie niebywale miłe zaskoczenie. Wiele razem przeszliśmy, naprawdę niesiemy ze sobą spory bagaż doświadczeń, mnóstwo nieprzespanych nocy i całą lawinę słów i milczenia. Mogłabym pisać i wymieniać ciąg mniejszych i większych wydarzeń i sytuacji, które zmieniły w jakimś stopniu nasz związek. Ale podejrzewam, że (nie wspominając o dniu) nocy by mi na to zabrakło. Wydawało mi się od jakiegoś czasu, że nasze relacje muszą pozostać już nieco okrojone. Zawsze jak miałam problem, żaliłam się mężowi, wiedziałam, że mogę mu powiedzieć o wszystkim, a on mnie wysłucha i pomoże. Zauważyłam jednak, że niektóre moje problemy zaczynają go męczyć i zamiast spokojem i zrozumieniem - reagował agresją. Mniej, czy bardziej świadomie zamknęłam się w sobie na jakiś czas, próbując radzić sobie sama. Nie była to dobra decyzja. Misiak, który zna mnie nie od wczoraj i czyta we mnie jak w otwartej księdze, w końcu wyczuł, że coś się zmieniło i że coś mnie męczy. Od słowa do słowa przeprowadziliśmy już kilka rozmów, w tym jedną wczoraj. Otwieram się kawałek po kawałku, cała w strachu przed jego reakcją - niepotrzebnie jak się okazuje. W momencie, gdy kończę zdanie i najbardziej obawiam się, że jakoś popsuje to nasz związek, mój mąż patrzy na mnie tymi swoimi pięknymi oczyma pełnymi miłości i udowadnia mi, że kocha. Nie tak jak na początku związku, bo wtedy byliśmy jeszcze dziećmi. Ale kocha tak, jak mąż powinien kochać żonę. Miłością dojrzałą i mocną jak żadna inna. Widzę jak bardzo się zmienił przez te siedem lat. I w jakim wielkim błędzie byłam sądząc, że najważniejsze dla niego jest jego własne dobro. Kocham i jestem kochana. Noszę pod sercem owoc tej miłości i kocham jeszcze bardziej.

7 komentarzy:

  1. To dobrze że masz w nim opracie, ja znów wolę sama dziwgać problemy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądziłam, dziś wiem, że lepiej jest we dwoje :) Przynajmniej w naszym przypadku.

      Usuń
    2. Też tak sądziłam, dziś wiem, że lepiej jest we dwoje :) Przynajmniej w naszym przypadku.

      Usuń
  2. Bo zawsze we dwoje jest raźniej:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękna zakończenie posta :) ja puki co o wielu problemach nie mówię mojemu bo parę razy zawiodłam się na jego reakcji. Może to się kiedyś zmieni. Puki co wiele poglądów nas wciąż różni. I czekam na zmiany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że my też nie we wszystkim się zgadzamy. Ale mimo to wspieramy siebie nawzajem. Zawsze próbujemy znaleźć jakiś złoty środek.

      Usuń

Cenię umiejętność wyrażania własnego zdania bez zbędnych wulgaryzmów i krytykę konstruktywną...
Oraz wysiłek włożony we wpisanie choć jednej literki w polu "Nazwa":)
Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Każdego chętnego zapraszam ponownie :)