niedziela, 2 czerwca 2013

Co to jest marnowanie dzieciństwa?


   Sześciolatki do szkoły, zajęcia z angielskiego w przedszkolu, nauka gry na instrumencie dzieci od najmłodszych lat. Ile razy słyszeliście, że te działania to niszczenie, czy pozbawianie maluchów dzieciństwa? Też tak uważacie? Pamiętam jak sama tak mówiłam, dziś myślę inaczej. Owszem, jeżeli grafik dziecka wypełniają tylko zajęcia dodatkowe to nie mam wątpliwości, że wspomnień z tego tytułu dziecię przyjemnych mieć raczej nie będzie. Ale patrząc z drugiej strony płotu również nie należy zapominać, że dzieciństwo to nie tylko czas beztroskiej zabawy. To nauka przede wszystkim, nauka jedzenia, korzystania z toalety, ubierania. Funkcjonowania wśród ludzi i rozstrzygania sporów. Szlifowanie pamięci i zdolności manualnych. Wszystko to, co ma za zadanie przygotować malutkiego człowieczka do życia w dorosłym świecie. Ale jak uczyć tego wszystkiego, żeby dziecko nadal pozostało dzieckiem? To bardzo proste. Ucząc należy podarować własny czas, zaangażowanie i serce, a naukę zorganizować tak, by było również zabawą. Jestem przekonana, że kilka chwil z rodzicem dla dziecka znaczy więcej od całej masy elektronicznych zabawek, a jak przy okazji latorośl się czegoś nauczy to dodatkowo będzie z siebie dumne. Zapodam przykładzik z mego życia wzięty. Od najmłodszych lat całe dnie spędzałam jak chciałam, ze znajomymi na powietrzu, w domu przy komputerze, obiad jadłam przy tv. Spełnienie marzeń prawda? Otóż nie. Najmilej jednak wspominam moment, gdy tata uczył mnie czytania zegara, wycinał ze mną witraż do szkoły, a mama pokazywała mi niezwykle trudną sztukę przyszywania guzików. Na prawdę wolałam marnować sobie dzieciństwo odrabiając zadania domowe, a nawet dodatkowe, niż biegać po dworze z towarzystwem, pod warunkiem jednak, że rzeczone odrabianie zadań odbywało się w spokoju ducha, cierpliwością i wyrozumieniem, koniecznie z rodzicem u boku. Nie mówię tu o czasie buntu nastoletniego, a o tych najmłodszych latach mojego dzieciństwa. Ale ja może jestem jakaś inna? Choć nie, raczej nie. Dzieci przecież uwielbiają spędzać czas z rodzicami. Tak więc, podsumowując, jeżeli mowa o nauce wierszyka na pamięć, czy literek bądź cyferek, to widzę jak najbardziej zielone światło. Jeżeli natomiast mówimy o lekcjach tańca plus angielski plus... Bóg wie co jeszcze w wieku dwóch lat, to przyznam, że to właśnie można określić mianem marnowania dzieciństwa. Tak według mnie.

15 komentarzy:

  1. Popieram. Dla mnie zajęcia dodatkowe o ile wynikają z zainteresowań dziecka i nie przeciążają są jaknajbardziej wskazane i nie wiążę tego z "odbieraniem" dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieciństwo to beztroska zabawa, i poznawanie zainteresowań dziecka. Ale nigdy spełnianie ambicji i nie spełnionych marzeń matek czy ojców

    OdpowiedzUsuń
  3. Absolutnie się zgadzam. Chyba każde dziecko z przyjemnością wspominałoby nawet pracę w kamieniołomie byleby z rodzicami i w atmosferze miłości. Tak to już jest. Ja też miło wspominam wszystkie te chwile kiedy jako mały szkrab robiłam coś z mamą lub tatą. Tego się nie zapomina. Tak jak napisałaś, jest bowiem różnica między pchaniem dziecka na siłę w kupę zadań, z którymi musi sobie ono radzić samo. Dlatego zamiast posyłać dziecko do szkoły w wieku sześciu lat trzeba by było zająć się uświadamianiem rodziców że najlepsza reforma edukacyjna to reforma w domowym zaciszu, poświęcanie czasu dziecku a nie robienie z niego dobrego materiału do pracy który dobrze się sprzeda w przyszłości. Ja tak to widzę niestety.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja wierzę w równowagę, jeśli dziecku frajdę sprawiają zajęcia sportowe, językowe lub plastyczne to dlaczego nie? Byleby do niczego nie przymuszać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak masz rację. Dodatkowe zajęcia dla dzieci jak najbardziej, ale tylko wtedy gdy sprawia im to frajdę i chcą to robić.;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. mam takie samo zdanie! opisałaś wszystko o czym myślę!

    OdpowiedzUsuń
  7. jak dla nie wszystko musi być z umiarem. Przerażona jestem jak słyszę, że dziecko rano jest w szkole, a popołudnia spędza na bieganiu z jednych dodatkowych zajęć na drugie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli dziecko chce i bez przymusu to ok. Ale bez popadania w paranoje. Znam rodzinę nauczycieli, którzy już od małego (6 miesięcy miało) posyłali dziecko na język - niech się osłucha. Potem od 5 roku życia jakimś cudem do szkoły. W jednej klasie siedział 2 czy 3 lata, bo za mały był by iść dalej. Efekt jest taki, że chłopak prawie dorosły ma dość szkoły, rodziców, nauki... A chyba nie tego chcieli o ile wiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już zdecydowana przesada. Po jakiego kielicha utrudniać dziecku start...

      Usuń
  9. Umiar musi być we wszystkim! Ja na zajęcia dodatkowe zaczęłam chodzić gdzieś w 5 klasie podstawówki i był to angielski raz w tygodniu. I nie wyobrażam sobie żeby moje dziecko miało grafik wypełniony po brzegi samymi zajęciami dodatkowymi. na pewno na jakieś się zdecydujemy ale myślę że będziemy o tym wspólnie rozmawiać i wybierać. Ja też zdecydowanie wolałam tą wspólną naukę z mamą czy tatą i też wlasnie pamiętam jak uczyłam się z tatą zegara, fajne wspomnienia! Oby naszym dzieciom nie zabrakło pięknych wspomnień z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak słysze o marnowaniu dzieciństwa bo dziecko pójdzie w wieku 6 lat do szkoły to śmiać mi sie chce. ;)
    Dla dziecka w tym wieku nauka to przede wszystkim zabawa, jak sie dziecko nauczy czytać i liczyć w wieku 3 czy 4 lat to też nie zmarnuje dzieciństwa... Bo gdy dziecko ma mozliwość uczenia się z rodzicem to tylko na tym korzysta ale własnie z umiarem-bo skorzysta bardziej, jesli nie będziemy na siłę popychać w naukę wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie do końca się zgadzam. Zajęcia dodatkowe też są super, pod warunkiem że WYBIERZEMY to, co dziecko lubi robić, a nie zapiszemy go na wszystkie możliwe sportowe, muzyczne, plastyczne i wiedzowe koła. Moja córka pójdzie do przedszkola jako dwulatka, będzie tam (jest już zapisana) miała język obcy, gancarstwo, rytmikę, logopedię, gimnastykę, kynoterapię, zajęcia na basenie i pare innych. Cieszy mnie to, bo zasmakuje różnych opcji i będziemy mogli wybrać na przyszłość to, co sprawi jej radość. Moje dziecko akurat i tak dwujęzyczne, ale jestem czterema łapami za dodatkowym angielskim już od przedszkola, bo to kapitał na przyszłość, a dzieci mając podstawę, chłoną jak gąbka obcojęzyczne słowa, których pełno w okół. Trzeba słuchać swojego malca, nie zrzucać mu za dużo na barki, ale też eliminować znudzenie "nicnierobieniem", niektóre dzieci potrzebują więcej zajęć, bo świetnie się w nich realizują, innym wystarczy podstawa. Na pewno nie ma co realizować własnych aspiracji dzieckiem.
    Zapraszam do nas: mamazpowolania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem. Przecież nie napisałam, że wszystkie zajęcia dodatkowe są be ;) Komunikat jest prosty: zajęcia dodatkowe - Tak, o ile dzieć przychodzi zeń szczęśliwy. Ale w całym tym galopującym świecie nie zapominajmy, że najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa kreują (świadomie, bądź nie) rodzice.

      Usuń
  12. Cieszę się, że nie jestem sama. Jak słyszę to zdanie to mi się niedobrze robi. Kiedyś wdawałam się w dyskusje na ten temat teraz już nie dyskutuję - nie ma sensu. Mój sześciolatek od września do 1-szej klasy idzie, już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń

Cenię umiejętność wyrażania własnego zdania bez zbędnych wulgaryzmów i krytykę konstruktywną...
Oraz wysiłek włożony we wpisanie choć jednej literki w polu "Nazwa":)
Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Każdego chętnego zapraszam ponownie :)