piątek, 2 września 2016

Żegnaj praco! Witaj życie kury domowej.

    Wczoraj byłam ostatni dzień w pracy. Od dziś jestem oficjalnie na urlopie, po którym od razu przechodzę na urlop macierzyński. Wizja utkwienia w domu trochę mnie przeraża, jako że nie jestem typem kury domowej, która całe życie poświęca wychowywaniu dzieci, gotowaniu obiadków i hodowaniu pomidorów, tudzież innych zdrowych, najlepszych z własnej hodowli papryk i marchewek. I żeby była jasność i klarowność, ja wcale nie uważam, że taka ścieżka życia obrana świadomie jest czymś złym, czy niewłaściwym tylko dla tego, że nie jest to droga taka jaką ja wybrałam. Ja tylko sygnalizuję, że osobiście praca w życiu jest mi potrzebna do normalnego funkcjonowania. Jak dzieciom szkoła. I nie, nie jestem typem karierowiczki, nie poświęcam się pracy całkowicie i nie mam jakoś strasznie wygórowanych wymagań. Chcę tylko wyjść z domu, porozmawiać z jakimiś ludźmi, oderwać się od codziennych rodzinnych obowiązków, nabrać przy tym dystansu i siły. Zrobić coś za co dostanę zapłatę i mieć czystsze sumienie, że wnoszę chociaż jakąś część swojego wkładu do domowego budżetu. Poza tym, praca zmusza mnie do codziennego wstawania o stałych porach, do planowania dnia z wyprzedzeniem i pozwala mi trzymać moje życie w rydzach. Mimo, że do pracy chodziłam jedynie na cztery godziny dziennie, a może właśnie dlatego, że to były tylko cztery godziny pozwalało mi to ogarnąć cały dzień. W drodze do domu robiłam zakupy i miałam już gotowy plan na obiad. W domu szybkie gotowanie i zaraz trzeba było się zbierać po szkraba do przedszkola. Jak tylko go odebrałam w drodze do domu, która potrafiła nam zająć do dwóch godzin zaliczaliśmy huśtawki i spacer. W domu już czekał obiadek, a po obiadku zwykle był wdrażany program szybkie ogarnianie chaty, pranie i inne niezbędne do przeżycia czynności, a co kilka dni większe sprzątanie. I tak oto o godzinie piętnastej po południu, dzień był jeszcze młody, a ja większość prac miałam już za sobą i mogłam posiedzieć z dzieckiem przy kolorowankach, wyszukiwać ciekawych eksperymentów w sieci, które mój syn uwielbia, albo zorganizować inną  fajną zabawę, lub wyjść na kolejny spacer tym razem całą rodziną.
A teraz podczas dni wolnych, których dostałam więcej wraz z powiększeniem objętości w talii, łapię się na tym, że o piętnastej dopiero zaczynam myśleć co zrobić na obiad, nie mówiąc o tym, że nie mam zrobionych nawet zakupów. Jasne, że wielką rolę odgrywa tu ciąża, która rozkłada mnie obecnie do łóżka. Bo zakupów cięższych już od dawna do domu nie doniosę, bo w połowie drogi brzuch mi twardnieje i ciągnie w dół. To samo tyczy się dłuższych spacerów, czy obecnie jakiejkolwiek aktywności fizycznej (a tak chciałam być aktywna w tej ciąży). Zmęczenie też mi daje nieźle popalić, a oczywiście nie poratuję się kawą. Jedyne co mogę zrobić to położyć się spać, ale wiadomo, że w tym czasie taki dajmy na to obiad sam się nie zrobi.
I tak tkwię teraz w zawieszeniu między drzemką, a polegiwaniem, myśląc o tym czego dzisiaj nie zrobiłam. A to dopiero pierwszy dzień wolnego od pracy. Jednak łapię się optymistycznie myśli, że energię, którą pożytkowałam w pracy, będę mogła teraz przeznaczyć na obowiązki w domu. Tak więc zakończę ten wywód tą odo kartką :)




14 komentarzy:

  1. Oj ciężkie życie siedzącej w domu! Ja już tak 4 lata mam. I marzę o tym, co kiedyś mi się wydawało ciężkie i nużące, czyli praca zawodowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwszej ciąży siedziałam z synkiem w domu trzy lata i już miałam dość. Teraz planuję wrócić do pracy wcześniej ;)

      Usuń
  2. A ja nie narzekam bo w domu tylko dwa miesiące i tak to ciągle w biegu. Czas ciąży to był dla mnie taki urlop. I błogie lenistwo, a teraz po urodzeniu to w domu tylko miesiąc :) A tak to ciągle gdzieś w podróży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, pierwsze miesiące są super :) Też po pierwszej ciąży, pierwsze miesiące urlopu były cudowne. Ale po pierwszym roku już nie było tak super i zaczęłam tęsknić za pracą. Dlatego pamiętając te doświadczenia teraz jestem nieco inaczej nastawiona do takiego długiego wolnego :)

      Usuń
  3. Mi również ciężko było się przyzwyczaić do nowej sytuacji, zwłaszcza, że byłam bardzo aktywna i rzadko bywałam w domu. Przez pierwsze miesiące "urlopu macierzyńskiego" strasznie się z tym męczyłam, ale na szczęście z czasem przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji. Nauczyłam się cieszyć każdą chwilą spędzoną z dziećmi. Już wkrótce czeka mnie powrót do pracy. Fajny obrazek, u mnie mąż to nazywa house commando. :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie bez powodu mówi się, że kobiety są elastyczne. Choć czasem jest ciężko, my i tak się przyzwyczajamy i dostosowujemy do nowych sytuacji :)

      Usuń
  4. Ja w sumie nigdy nie pracowałam ale ostatnio byłam bardzo aktywna w ciąży, sprzątanie, gotowanie, przetwory, tyle rzeczy chciałam jeszcze zrobić, do tego doszedł instynkt wicią gniazda, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik aż tu nie wylądowałam w szpitalu i tak o... Strasznie mnie teraz denerwuje ta niemoc i uziemienie🙁 ale powiem ci ze podziwiam stopień twojej organizacji 😀 aż nawet zazdroszczę ale coś w tym jest ze czym więcej masz na głowie tym lepiej sie organizujesz, jak sobie pomyśle co było przed narodzinami Kuby to sie zastanawiam co ja robiłam z tym wolnym czasem jaki miałam, strasznie go marnowalam, gdybym mogła wrócić to teraz nie straciłabym nawet sekundy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, ale komplement ;) Osobiście nigdy nie uważałam się za zorganizowaną osobę :D

      Usuń
  5. Dlatego ja pracuję zdalnie i jestem w domu :) Z jednej strony nie wyobrażałam sobie sytuacji, gdzie przez większą część dnia ktoś inny wychowuje moje dzieci, a z drugiej nie uśmiechało mi się robienie tylko domowych czynności :) Dlatego wstaję o 5, piszę zlecenia (czyli pracuję), a potem jestem cały czas dla dzieci :) A rozmów z dorosłymi, a już tym bardziej użerania się z szefem, współpracownikami i klientami mi jakoś nie brakuje :) To co mam (mąż, siostra, mama, tata, koleżanki) mi w zupełności starczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest to :) Praca zdalna fajna rzecz, ale potrzeba do tego ogromnej samodyscypliny i zaparcia ;) Szacun ;)

      Usuń
  6. mnie z początku też było ciężko siedzieć w domu, przez całą ciążę byłam na L4, ale teraz się przyzwyczaiłam, już 2 lata minęły odkąd nie pracuję, i pomału chcę się przestawić na powrót do pracy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa lata to szmat czasu, doskonale Cię rozumiem :) Fajnie jest cieszyć się dzieckiem w domu, ale człowiek potrzebuje czasem odrobiny powietrza.

      Usuń
  7. Kiedy przeszłam na zwolnienie lekarskie związane z ciążą wydawało mi się, że się zanudzę w domu, ale bardzo szybko się przyzwyczaiłam do wolnego i korzystam póki modę, wysypiam się, a gotowanie i sprzątanie sprawia mi jakąś satysfakcję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mnie też budowanie ogniska domowego i ogólne porządki i czas z rodziną sprawiają przyjemność. Tylko jakoś ludzi mi brakowało, może tym razem będzie inaczej ;)

      Usuń

Cenię umiejętność wyrażania własnego zdania bez zbędnych wulgaryzmów i krytykę konstruktywną...
Oraz wysiłek włożony we wpisanie choć jednej literki w polu "Nazwa":)
Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Każdego chętnego zapraszam ponownie :)