wtorek, 11 czerwca 2013
O choroba...
Weekend, a nawet dwa dni przed nim upłynęły nam pod znakiem paskudnego choróbska. Koszmar przybrał nieapetyczne barwy wymiocin i hmmm... tego co wydostaje się z drugiej strony. To, że apetyt opuścił i mnie i męża, bo nas sprawa dotyczyła, chyba wspominać nie muszę. Mimo wylegiwania w łóżku, snu między kolejnymi wizytami w wc było mało, co dopadło zwłaszcza małżonka mego, bo ja dla odmiany miałam jeszcze inny problem. Ból, oczywiście migrena, się zaraza nie miała kiedy przyplątać. Oczywiście Andrzeja ból głowy też odwiedził i nawet sprosił do kompletu kamratów co to dokładnie zajęli się moimi i mężowymi mięśniami, a w zasadzie zdawałoby się całymi ciałami. Moja migrena - partnerka życiowa nieproszona, stanowiąca nieodłączny krajobraz w moim życiu w piątek przeszła samą siebie. W pewnym momencie dnia przybrała tak silne oblicze, że do dzisiaj nie jestem w stanie w pełni odtworzyć przebiegu zdarzeń. Wiem tylko że bolało jak cholera, że czułam się jakbym się co najmniej naćpała i wiem, że mój brat z mamą zawieźli mnie do przychodni na zastrzyk z ketonalu. Po przyjęciu igły w pośladek ból pomału przechodził, wymioty o ile nie jadłam też, czułam się znośnie, ale za to tyłek bolał mnie przez kolejne dwa dni. Kubusia na jedną noc "sprzedaliśmy" mojej mamie, żeby dojść jakoś do siebie i po tej nocy skwituję z przekonaniem i nutą wstydu, że w tym związku to ja jestem facetem, przynajmniej jeżeli rzecz ma się oceny zachowania przy chorobie. Ja jak stereotypowy facet przeleżałam, przejęczałam i przeczekałam chorobę w łóżku. A mój mąż zdrowiał po swojemu, się znaczy wędrując na "świeżym śląskim" powietrzu, załatwiał lekarstwa, opiekę dla dziecka i jedzenie, które będą mogły tolerować nasze wymęczone żołądki. Na dzień dzisiejszy już szczycimy grono zdrowych i żywych i wracamy do normalnego świata. Jak dobrze, że to trwało tylko kilka dni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brzmi strasznie, dobrze że wam przeszło i nie ciągnęło się zbyt długo.
OdpowiedzUsuńMigreny nadal współczuję :*
Dobrze, że Kuba sie nie zaraził
O kurczę niefajna przeprawa była.
OdpowiedzUsuńDobrze, że w miarę szybko to ustało i mogliście normalnie funkcjonować.
Trzymajcie się, zdrówka życzę.
OdpowiedzUsuńWspółczuję,dobrze że szybko Wam przeszło.
OdpowiedzUsuńWażne że już po :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że już po
OdpowiedzUsuń