Dziś mieliśmy umówioną wizytę z Kubusiem na USG bioderek. Co prawda miał przeprowadzone to badanie w szpitalu, praktycznie zaraz po urodzeniu, ale i tak profilaktycznie dostaliśmy zalecenia, by to badanie powtórzyć w 8 tygodniu życia dziecka. A że w 8 tygodniu się nie dało, bo miejsc w poradni nie było, termin był dopiero w 15 tygodniu, nie pozostało nam nic innego jak pojechać zrobić badanie prywatnie.
Wchodzimy do ładnego budynku, gabinet taki, taki, śmaki i owaki. Poczekalnia i rejestracja bardzo schludnie, gustownie urządzone. Poczekalnia w sali dla dzieci wygląda jak sala zabaw, w niczym nie przypominając poczekalni z przychodni dziecięcej z Kasy Chorych. Od razu widać, że Tu leczy się prywatnie. Ale nie o tym miałam pisać:) Siedzimy z Maluchem pod pracownią USG, ja na krześle, Kubuś śpi w foteliku samochodowym, stojącym na podłodze. Przed nami jest tylko jedna para z dzidziusiem. Wchodzą. Słychać przyciszone głosy zza drzwi gabinetu, jak to u lekarza. Na raz krzyk dziecięcy, wrzask, płacz. Myślę sobie: Boże, jakież to straszne musi być badanie? Ale jak? Przecież to tylko usg... Może lekarz mocno naciska, pozycja nie wygodna?... itd. Malec zza drzwi gabinetu jakoś się uspokoił, lekarz jeszcze coś do rodziców opowiadał przez chwilę i rodzina wyszła, zadowolona bo badanie nie wykryło nieprawidłowości. Następna ja, z synkiem. Ja w strachu, po wrzaskach poprzedniego dzidziusia. A Kubuś śpi, otwierając co jakiś czas to prawe, to lewe oczko. Lekarz sympatyczny o przyjemnym głosie pyta jakie badanie będziemy robić. Wyjaśniliśmy wszystko, nadszedł czas badania. Rozebrać, położyć, przytrzymać nóżki w odpowiedni sposób. Lekarz pojeździł głowicą z usg po jednym i drugim bioderku. Wszystko w porządku, badanie skończone. A dzidzia dalej śpi. :) I o co tyle strachu? ;)
Tak przy okazji tematu. Wczoraj zagościli do nas w końcu sąsiedzi, którzy zachodzili do nas już od porodu :)
Ich córcia jest już duża, bo w tym roku była w I Komunii Św. ale mimo to i tak pamiętają te straszne czasy jak mała była unieruchomiona od pasa w dół. Z niedowierzaniem słuchałam jak opowiadali mi jak lekarze zaniedbali badanie bioderek ich córci. Pediatra sprawdził tylko czy fałdki na udach są symetryczne i nic więcej. Nawet nikt ich nie poinformował, że każdemu dziecku powinno się zrobić usg bioderek. Na szczęście zmienili pediatrę na prywatnego. Dopiero ta pani skierowała ich an usg. Okazało się, że mała ma oba stawy zwichnięte. Dlatego fałdki były symetryczne. Mała przez pół roku miała usztywnione nogi. Wadę wykryto w ostatniej chwili. Trochę później i dziecko ratowałaby już tylko operacja...:/
Jak słyszę że lekarz czegoś nie dopilnował to krew mnie zalewa, mnie po dwóch miesiącach wypuścili do domu zupełnie głuchą
OdpowiedzUsuńBo pewnie nie wiedzieli co Ci jest?
UsuńDobrze, że wszystko jest w porządku. U mnie w rodzinie zaraz po urodzeniu stwierdzili, że dziewczynka nic nie słyszy, przez 3 tygodnie podtrzymywali taką wersję po czym okazało się, że baterie w urządzeniu do badania były wyczerpane... Dobrze, że tak to się skończyło, ale ten brak myślenia...
OdpowiedzUsuńI leczyliby zdrowe dziecko! No po prostu szkoda gadać :/
UsuńTo, że by leczyli to jedna sprawa, a to co przeżyli rodzice to druga. Trzy tygodnie byli załamani.
UsuńFakt, też bym się załamała. To jakiś koszmar musiał dla nich być.
UsuńGdzie ci lekarze mają głowy? Rutyna? To nie do pomyślenia!! Synuś mojej koleżanki też miał rozpórkę na nóżki, teraz jest już ok. mały śmiga że hoho
OdpowiedzUsuńBo wystarczy tylko rozpórka przez jakiś czas i wszystko jest dobrze. Tylko trzeba wiedzieć jak najwcześniej, że będzie ona potrzebna...
UsuńMy także byliśmy na usg bioderek prywatnie, bo w naszym ośrodku nie robią usg dzieciom. Według mnie to jest chore, a lekarz jeszcze kazał przyjść raz - mimo, że wszystko w porządku! Po co, żeby więcej kasy natrzepać? Niektórzy nie są lekarzami z powołania... eh :)
OdpowiedzUsuńSkładki odciągają takie, że głowa boli. A jak przyjdzie co do czego, to okazuje się, że trzeba leczyć się prywatnie, bo z Kasy Chorych tylko wyleczą Ci grypę :/
UsuńTa dziewczynka to rok starsza od mojej, ale akurat o USG bioderek to mówili w szpitalu, od razu podczas wypisu dostałam na nie skierowanie z konkretną datą, bo badanie to robią w szpitalu położniczym, więc w sumie nie ma dziecka które by tego badania nie przeszło.
OdpowiedzUsuń