Tak często słyszę te dwa słowa. Dziennie kilka... dziesiąt razy jakieś. Pobawmy się! I nic w tym złego, a wręcz przeciwnie, że dziecko z takimi potrzebami do rodziców przychodzi. A jednak zabawa z dzieckiem była przez jakiś czas dla mnie trudnym tematem. Bo jak się przyznać przed sobą i przed własnym dzieckiem, że mama nie lubi się bawić? Przecież każdy szanujący się DOBRY rodzic, zajmując się dzieckiem MUSI się z nim świetnie bawić, prawda? A g***o prawda. Zabawa na siłę to nie zabawa, a moje dziecko od razu wyczuje, że coś jest nie tak. I po co to komu? No ale co zrobić? Nie będę przecież z czteroletnim synem w ramach zajmowania czasu i dla zabawy pisała bloga, czy malowała paznokci... Z niemowlakiem takiego problemu nie było. Zabawić go nie było trudno. Z biegiem czasu jednak umysł syna, jego wyobraźnia i preferencje zaczęły się rozwijać w zastraszającym tempie. I chwała mu za to, mimo, że podniósł mi poprzeczkę do góry. Zajęło mi trochę, zanim zdałam sobie sprawę z tego, że ja niczego NIE muszę. Jedyne co muszę, to znaleźć złoty środek. Nie muszę uwielbiać bawić się chłopkami,czy kopać piłki. A mój syn powinien o tym po prostu wiedzieć, przecież w życiu też nie każde dziecko będzie chciało się z nim bawić tak jak on tego akurat chce. Z tatą też nie ma co liczyć na pieczenie ciastek, czy gotowanie wspólnie obiadu, co Kuba uwielbia robić i ani tata ani syn nie mają z tym problemu. I odkąd mama - znaczy się ja, zaczęłam mówić Kubie, że tej czy tamtej zabawy nie bardzo lubię, albo nie mam teraz ochoty, żyje się nam wszystkim prościej. Syn taki obrót sprawy doskonale zrozumiał i w pełni zaakceptował. Wie przecież, że to wcale nie oznacza, że mama go nie kocha, ani, że nie chce z nim spędzać czasu. Wręcz przeciwnie, chcę z nim spędzać czas i chcę to robić z radością dla nas obojga. Trzeba było tylko znaleźć wspólny język. Co nie było trudne, w końcu to przecież mój syn.
I tak już się to poukładało, że z tatą najlepiej bawi się chłopkami, wychodzi na spacery i kopie piłkę. Skaczą obydwoje jak szaleni na trampolinie i udają superbohaterów.
Z mamą zabawa jest przy pieczeniu ciastek, albo robieniu babek z piasku. Wszelkie artystyczne wypełniacze czasu, czy eksperymenty to też mamy działka. Rowerek i kreda na chodniku przed domem, albo kręgle w ogrodzie to również zabawa dla mnie i dla synka.
I wszystko się wyrównuje: trochę zajęć z tatą, trochę z mamą. Dziecko szczęśliwe, że oboje rodzice poświęcają mu czas. Nie ma sensu udawać na siłę. Tak jak napisałaś - dziecko potrafi to wyczuć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
www.jowiszonek.blogspot.com
Otóż to, toż to o to chodzi by wszyscy byli zadowoleni 😊
UsuńJakie piękne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńDzięki 😊
UsuńJa nie potrafię się wygłupiać z dziećmi, wydawać tych wszystkich dziwnych odgłosów, ale lalki czy klocki mam opanowane ;) Może nie będzie tak źle ;)
OdpowiedzUsuńohbobas.blogspot.com
No pewnie że nie będzie źle! 😉
UsuńNo właśnie,bo najważniejsze jest to, żeby znaleźć złoty środek i przy dziecku do niczego się nie zmuszać, bo dziecko od razu wyczuje fałsz :)
OdpowiedzUsuńTak to prawda, a wtedy z zabawy nici i ani dziecko ani rodzić nie czują z tego satysfakcji i bliskości.
UsuńTak to prawda, a wtedy z zabawy nici i ani dziecko ani rodzić nie czują z tego satysfakcji i bliskości.
UsuńRównowaga musi być :) Moja córka wie, że do pewnych zabaw nie ma co mnie namawiać, bo jak mam się bawić na siłe to wolę wcale!
OdpowiedzUsuńDziecku trzeba poświęcić czas, nie tylko dać zabawkę i tyle. Zerknijcie sobie na ciekawy blog https://haribi.pl/blog/sklep-z-zabawkami/gdzie-mozna-kupic-zabawki-bruder
OdpowiedzUsuń