poniedziałek, 19 września 2016

Jak to jest być w ciąży? Part 2. Trymestr drugi.

Zgodnie z zapowiedzią przyszedł czas na opisanie drugiego trymestru ciąży. Pierwszy już jest za nami, znaczy za mną i znaczy, że już o nim pisałam wcześniej o >>>TU<<<    . Pisałam w formie listu skierowanego głównie do mężczyzn z pogódek w tamtejszym poście opisanych, więc i ten zachowam w podobnej formie, przeca jest to kontynuacja jakby nie było poprzedniej części. Zagmatwałam się trochę... Trudno,w ciąży jestem, wolno mi, hahaha. Dobra do rzeczy. Wytrwałych zapraszam do lektury i odsyłam niżej.

Trymestr drugi. Niby nic takiego, niby ten najlepszy, najlżejszy i w ogóle. A jednak ma swoje za uszami, jak i uroki posiada pewne, jak to w życiu przecież już jest. Trymestr drugi, to ten moment, kiedy brzuch zaczyna rosnąć bynajmniej nie powoli. I daje o sobie znać w różnych nieoczekiwanych momentach. Dajmy na to, że potrzeba nam coś wyciągnąć z górnej półki kuchennej. Nic takiego, robiliście to setki razy dotąd i zawsze tak samo. Wystarczy się wyprężyć odrobinę, stanąć na palcach i zmniejszyć dystans wciskając blat kuchenny w brzuch,po czym chwytasz to co ci było potrzebne i warte tej gimnastyki i już masz to co mieć tak chciałeś. Proste nie? No to teraz spróbuj to zrobić z piłką  pod koszulką. Od razu uprzedzam, że jakiekolwiek próby ograniczania wolności brzucha coraz częściej kończą się kopniakami. Im wyżej ciąży tym kopniaki silniejsze. Ba, czasem, a raczej częściej niż czasem to ograniczanie brzuchowej wolności okupuje się brakiem tchu, zgagą, bądź niezbyt miłym przypomnieniem tego co jako ostatnie trafiło do żołądka. No ale nic, żyć jakoś trzeba, więc na pomoc przychodzi krzesło i małe przemeblowanie w kuchni. Czyli i tak już nie potrzebne kieliszki do wina chowamy na ową znienawidzoną górną półkę, podobnie jak kieliszki do wódki i te fajne szklanki na koktajle, a jak mąż/partner/ktokolwiek będzie miał ochotę z nich skorzystać to niech sobie wyciągnie, o!



Chociaż nie, te fajne i cieszące oko szklanki mogą być wypełnione sokiem owocowym z cytrynką i palemką i można chociaż udawać, że się pije pysznego drinka. Tak, ciężarna kobieta też czasem ma ochotę się napić czegoś mocniejszego, a co? Myślicie, że jak ciężarna i pić jej nie wolno to już się nie chce? A właśnie, że chce, tylko nie może, a ty mężczyzno się dziwisz, że patrzy na Ciebie spod byka jak wyciągasz kolejne chłodne piwo z lodówki i beztrosko nalewasz sobie chmielowy płyn do kufla wypełniając aromatem cale mieszkanie. Myślisz, że ona ma Cię za alkoholika, a ona po prostu też chciałaby się tak po prostu napić, w sumie to taka ciężarna chciałaby dużo, tylko nie na wszystko jej wolno. Jeżeli przed ciążą kobieta paliła i udało jej się rzucić to świństwo dla dziecka, to powinieneś nosić ją na rekach za wytrwałość i determinacje i wspierać jak tylko to możliwe, włącznie, albo przede wszystkim izolować ją od papierosów i ich zapachu, zwłaszcza własnych. Tak więc panowie koniec z popalaniem w domu czy na klatce schodowej bo zimno, bo pada, bo wieje, bo słońce i w ogóle, tylko jak się palić chce, a rzucić jak wasza dzielna ciężarna nie potraficie, to należy ruszyć szanowne cztery litery poza ognisko domowe i przecierpieć pogodę, czy denerwujących sąsiadów i tam poddać się nałogowi i nie zapomnijcie chociażby o miętówce.



Pamiętacie Panowie wasz ostatni szybki numerek z przewieszoną przez blat kuchenny obecną ciężarną? Albo zmysłową grę wstępną pod prysznicem? A te wygibasy, kiedy próbowaliście kolejnych pozycji z Kamasutry? Ona też pamięta. I też chętnie by powtórzyła to i owo, serio. Tyle, że jej ciało nie zawsze ma na to ochotę, wiecie hormony i te sprawy. Albo odwrotnie, ona by najchętniej położyła by się spać, w końcu zmęczona biedaczka pomału odzyskuje energię, którą dziecko z niej wyssało w poprzednim trymestrze, a jej ciało zwłaszcza te partie od pasa w dół chciałyby harcować, fikać i brykać. I weź tu się człowieku dogadaj z własnym ciałem. A żeby tego było mało, należy pamiętać, o subtelnych kopniakach, które czuje ciężarna kobieta i wierzcie mi nie łatwo jest skupić się na przyjemnościach, kiedy akurat teraz dostaje się z łokcia gdzieś w brzuchu, bo chociaż w 2 trymestrze ruchy dziecka nie są jeszcze tak intensywne to jednak one są, i brzuszek jest i jest też świadomość, że ma się w sobie dziecko, nawet w sypialni nie jesteście sami.




A skoro już o ruchach mowa, to należy stanowczo podkreślić, że z otrzymywane raz za razem tak zwane kopniaki to momenty absolutnie magiczne w życiu ciężarnej kobiety. A jak mężczyzna będzie odpowiednio cierpliwy to i on pod ręką, czy policzkiem poczuje ów piętę, czy łokieć akurat wędrujący po wewnętrznej stronie brzucha. To ten moment właśnie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to nie sen, że to się dzieje na prawdę, że kobieta ma w sobie małego człowieczka, już nie ma fasolki, groszka, czy innego czegoś co tak bardzo boimy się nazwać mianem człowieka, to nie jest zmutowane warzywo z rączkami i nóżkami tylko żywy mały człowiek, którego już czuć pod skórą. A niebawem… niebawem już w trzecim trymestrze będzie go nawet widać. Ale póki co zostańmy przy drugim. To teraz, o ile do tej pory nie wykształcił się u kobiety instynkt macierzyński to właśnie teraz zacznie. Teraz właśnie zaczyna się dziać absolutna magia.



No to by było tyle tego póki co. Do poczytania w trymestrze trzecim :)



Ps. źródło obrazków demotywatory

piątek, 2 września 2016

Żegnaj praco! Witaj życie kury domowej.

    Wczoraj byłam ostatni dzień w pracy. Od dziś jestem oficjalnie na urlopie, po którym od razu przechodzę na urlop macierzyński. Wizja utkwienia w domu trochę mnie przeraża, jako że nie jestem typem kury domowej, która całe życie poświęca wychowywaniu dzieci, gotowaniu obiadków i hodowaniu pomidorów, tudzież innych zdrowych, najlepszych z własnej hodowli papryk i marchewek. I żeby była jasność i klarowność, ja wcale nie uważam, że taka ścieżka życia obrana świadomie jest czymś złym, czy niewłaściwym tylko dla tego, że nie jest to droga taka jaką ja wybrałam. Ja tylko sygnalizuję, że osobiście praca w życiu jest mi potrzebna do normalnego funkcjonowania. Jak dzieciom szkoła. I nie, nie jestem typem karierowiczki, nie poświęcam się pracy całkowicie i nie mam jakoś strasznie wygórowanych wymagań. Chcę tylko wyjść z domu, porozmawiać z jakimiś ludźmi, oderwać się od codziennych rodzinnych obowiązków, nabrać przy tym dystansu i siły. Zrobić coś za co dostanę zapłatę i mieć czystsze sumienie, że wnoszę chociaż jakąś część swojego wkładu do domowego budżetu. Poza tym, praca zmusza mnie do codziennego wstawania o stałych porach, do planowania dnia z wyprzedzeniem i pozwala mi trzymać moje życie w rydzach. Mimo, że do pracy chodziłam jedynie na cztery godziny dziennie, a może właśnie dlatego, że to były tylko cztery godziny pozwalało mi to ogarnąć cały dzień. W drodze do domu robiłam zakupy i miałam już gotowy plan na obiad. W domu szybkie gotowanie i zaraz trzeba było się zbierać po szkraba do przedszkola. Jak tylko go odebrałam w drodze do domu, która potrafiła nam zająć do dwóch godzin zaliczaliśmy huśtawki i spacer. W domu już czekał obiadek, a po obiadku zwykle był wdrażany program szybkie ogarnianie chaty, pranie i inne niezbędne do przeżycia czynności, a co kilka dni większe sprzątanie. I tak oto o godzinie piętnastej po południu, dzień był jeszcze młody, a ja większość prac miałam już za sobą i mogłam posiedzieć z dzieckiem przy kolorowankach, wyszukiwać ciekawych eksperymentów w sieci, które mój syn uwielbia, albo zorganizować inną  fajną zabawę, lub wyjść na kolejny spacer tym razem całą rodziną.
A teraz podczas dni wolnych, których dostałam więcej wraz z powiększeniem objętości w talii, łapię się na tym, że o piętnastej dopiero zaczynam myśleć co zrobić na obiad, nie mówiąc o tym, że nie mam zrobionych nawet zakupów. Jasne, że wielką rolę odgrywa tu ciąża, która rozkłada mnie obecnie do łóżka. Bo zakupów cięższych już od dawna do domu nie doniosę, bo w połowie drogi brzuch mi twardnieje i ciągnie w dół. To samo tyczy się dłuższych spacerów, czy obecnie jakiejkolwiek aktywności fizycznej (a tak chciałam być aktywna w tej ciąży). Zmęczenie też mi daje nieźle popalić, a oczywiście nie poratuję się kawą. Jedyne co mogę zrobić to położyć się spać, ale wiadomo, że w tym czasie taki dajmy na to obiad sam się nie zrobi.
I tak tkwię teraz w zawieszeniu między drzemką, a polegiwaniem, myśląc o tym czego dzisiaj nie zrobiłam. A to dopiero pierwszy dzień wolnego od pracy. Jednak łapię się optymistycznie myśli, że energię, którą pożytkowałam w pracy, będę mogła teraz przeznaczyć na obowiązki w domu. Tak więc zakończę ten wywód tą odo kartką :)