P - pani, która robiła Małemu zdjęcia
P - ile maluszek ma?
Ja - siedem miesięcy, odpowiadam.
P - o, poważnie? To duży jest. Co mu się stało?
Ja opowiadam.
P - Siedem miesięcy i już sam stoi, wypowiada ze zdziwieniem. Biedactwo. Tak niefortunnie upadł. Przy takich małych dzieciach to trzeba mieć oczy dookoła głowy, a i to nie pomoże, powiedziała z sympatią.
________________________________________________________________________________
chirurg -
tu widać to pęknięcie, ale niepokoi mnie również stan panewki w barku... - mówi pokazując zdjęcia na ekranie monitora.
pielęgniarka robiąc wielkie oczy - to musiał z wysoka spaść!
- nie, odpowiadam i opowiadam po raz enty co zaszło.
- nie wierzą, to niemożliwe, dzieci się tak nie łamią same! Niemal krzyczy pielęgniarka z wymownym wzrokiem odwracając się tyłem do mnie.
Moje ciśnienie w tym momencie osiąga niebotyczny poziom. Zaciskam zęby, oddycham. Myślę sobie, że mój synek potrzebuje teraz spokojnej mamy. Przytulam mój Skarb i cichym, stanowczym głosem się odzywam - insynuuje mi coś pani?
Cisza.
Ponownie głos zabrał lekarz...
_________________________________________________________________________________
Moja mama - nie przejmuj się, dobrze, że nic się poważniejszego nie stało! Wypadki się zdarzają! Przecież nie możesz dziecka pod kloszem trzymać. On musi się rozwijać, a wiadomo, że jak już dziecko zaczyna raczkować i próbuje chodzić to normalne, że nabije sobie guza i będzie upadać. A to że Kubuś tak niefortunnie upadł to nie jest twoja wina.
Ja - no niby tak, ale ja przy tym byłam, widziałam. Gdybym wstała dwie sekundy wcześniej...
Mama - przestań, niektóre matki nawet nie pojechałyby do szpitala, czekałyby aż samo przejdzie.
_________________________________________________________________________________
Ja - no to teraz nie będę miała czasu na sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie...
Teść - e, przestań, nie możesz być na każde Jego zawołanie. To dzielny chłopak, poradzi sobie.
_________________________________________________________________________________
Teściowa - to co się właściwie stało?
Ja opowiadam.
Teściowa - przecież tłumaczyłam, że jak On się tak wspina, to trzeba uważać i Go pilnować. Bo tylko raz się przewróci i dramat gotowy.
Ja - to ja bym musiała nie odstępować Go na krok i cały czas stać nad nim tak, i tu w demonstracji ułożyłam ręce w ochronnym geście, jakbym chciała niemowlę złapać w pasie.
Teściowa - no tak, tak teraz będziesz musiała robić.
_________________________________________________________________________________
Kubuś ma się dobrze, rączka Go nie boli, apetyt dopisuje. Stał się trochę smutny i nieufny wobec obcych, zwłaszcza wobec mężczyzn. Czołga się po podłodze używając szyny jako podpórki, ale oczywiście zła, wyrodna mama nie pozwala mu na to prawie wcale. Patrzę na Niego i wydaje mi się za spokojny, osowiały. Mój brat, widząc malca też powiedział, że jest jakiś smutny. Widzę jak próbuje złapać się za paluszki i nie potrafi. Złości się, a mnie niesamowicie przykro. Podnoszę go pod paszki, stawiam na podłodze, a Bubuś od razu zaczyna przebierać nóżkami. Dochodzimy do mebli. Ja Go trzymam, a On łomocze rączką o blat. Widzę jak Mu buźka promienieje, oczka świecą, buźka się śmieje. Patrzy na mnie. Myślę - jest mój radosny synuś, wszystko będzie dobrze!