środa, 26 września 2012

MIŚ

MIŚ wymaga jeszcze tylko kilku drobnych nazwijmy to dopracować i powieszenia na swoim miejscu na ścianie. Ale mimo to zdjęcia prezentuję już dziś. Uwaga nie śmiać się.
Zdjęcia jak to zdjęcia. Nie są wysokiej jakości i nie oddają kolorów tak, jak się one prezentują na żywo.
No to zaczynamy pokaz:

Projekt na papierze już widziałyście. Pewnie myślałyście, że pomaluję tę kartkę papieru i będę miała z głowy? Otóż miałam o wiele więcej zabawy i radochy przy MISIU niż mogłoby się wydawać...

W mojej głowie zrodził się pomysł, aby na ścianie powiesić misia, ale wypukłego. Zaczęłam więc ciąć, kleić i lepić...

Na to nałożyłam gips szpachlowy. (Pisałam już, że skończyłam budowlankę? Lubię bawić się gipsem i farbami, i jeszcze betonem:))

Gips jest fajny, ale chropowaty, trzeba było wygładzić.

Nałożyłam pierwszą warstwę farby. Podkład. (farba olejna - się nawdychałam)

Drugą warstwę. I zaczyna mi się podobać :)

Zbliżenie.


I zbliżenie w innym świetle.
I nawet jak małemu się taki MIŚ nie spodoba (jak podrośnie) to nie będę żałowała, że wylałam siódme poty by takowy powstał, bo miałam przy tym tyle zabawy, że aż trochę mi szkoda, że to już koniec.

wtorek, 25 września 2012

     Przeziębienie i mnie dopadło. Źle się czuję. Gardło swędzi, termometr pokazuje 37.5... eh... mam nadzieję tylko, że uda mi się synka nie zarazić. Staram się go nie całować i nie przytulać za często, ale serce mięknie jak widzę te kochane malutkie rączki wyciągnięte w stronę mamusi i najszczerszy, wesoły uśmiech.
Wczoraj robiłam porządek w ciuszkach Bubusia. Robiłam porządek - czytaj spakowałam wszystko do reklamówek i wyciągnęłam większe. Teraz góra ciuszków czeka na swoją kolej w praniu. Ostatnie zimne dni   uświadomiły nam, że Kubuś nie ma żadnych  rzeczy zimowych. I znowu odwiedziliśmy allegro ;)
 Projekt o kryptonimie MIŚ prawie skończony. Niebawem wrzucę foty ;)

środa, 19 września 2012

Musimy się pochwalić :)

    Z dumą i wielką przyjemnością ogłaszamy, że na pokładzie dziąsełkowym zawitał pierwszy Pan Ząbek (Dolna Jedynka). Okoliczność tą Bubuś przebył bez większych problemów. Poza nieco  mniejszym apetytem i większą ochotą na przeżuwanie, żadnych innych objawów (póki co) nie stwierdziłam.  
Poza tym Kubuniek nauczył się siedzieć i teraz intensywnie uczy się siadać. Sięga po interesujące zabawki (pilot, komórka, kubek) i złości się jak nie może ich dosięgnąć. Bardzo dużo gaworzy, do mamy, taty, babci, laptopa :) tudzież lampy. Śmieje się i uśmiecha przy każdej okazji. Jest bardzo towarzyski, ale tylko na rękach, które zna. Lubi jeść, marchewka jest pyszna, jabłko trochę kwaśne, ale po serii przekomicznych min, nawet jabłko okazuje się dobre. Uczymy się jeść łyżeczką i idzie nam świetnie (nie zapeszając). Kubuś je powoli testując i smakując każdą porcję. Niektóre "kęsy" zostają wyplute, inne wyciągnięte z buzi i rozsmarowane gdzie się tylko da. Ostatecznie jednak większość ląduje w żołądku. Uwielbia się kąpać. Chlapie rozkosznie rączkami i nóżkami. Mokre pochlapane oczka wcale nie zniechęcają go do zabawy. Coraz rzadziej i krócej śpi w dzień, za to noc przesypia całą od 22 do 7.30 z przerwą na flachę o 1, którą opanowuje szybko na spaniu. W zeszły piątek byliśmy na szczepieniu. Waga w przychodni pokazała nieco poniżej 8 kilo. Na samo wkłucie synek zareagował jak prawdziwy twardziel :) Dwusekundowy płacz, po czym wtulił się i zasnął :D 

czwartek, 13 września 2012

Dziecięcy zakątek.

    Jak tylko dowiedziałam się, że noszę pod sercem cud życia, po wstępnej euforii (która trwała ładnych kilka tygodni) zaczęły się przygotowania. Trzeba było kupić to i owo... i przygotować nowemu człowieczkowi własny kawałek podłogi w naszym (ciasnym, ale własnym) mieszkanku. Były plany, projekty, dyskusje. Zaczął się remont, malowanie, montowanie szafy, które swój finał znalazły w trakcie mojego pobytu w szpitalu. Efektem jest nieskończony pokoik, w którym już nowy członek rodziny zdążył zamieszkać i się zadomowić. Należałoby przygotowania zakończyć. Nie dużo nam brakuje. Musimy zrobić i zamontować półki na ścianach (głównie rzecz chodzi o półki), bo przybytek malucha rośnie i nie ma ich gdzie trzymać. Maskotka od taty, od babci od tego i tamtego. I zalegają wszystkie w rządku w łóżeczku.
projekt MIŚ na papierze
I jeszcze jeden element, który nie może się doczekać końca: projekt o kryptonimie MIŚ, o którym pisałam kiedyś na blogu. Doczekał się powstania, ale i nie doczekał się niestety jeszcze końca. Zostało mi go pomalować tylko, ale... brakło czasu, potem chęci. I postanowiłam ostro wziąć się za ukończenie pokoiku. I tak jestem w trakcie tworzenia projektu półek. A MISIA pomaluję jak tylko pogoda pozwoli mi go wynieść na balkon.

środa, 12 września 2012

Gdy wskazówka na trzeciej.

    Noc. Za oknami księżyc okala jasną, nikłą powłoką nieregularne kształty drzew. Sen wkradł się mocno, ale czujnie, bym zbudzić się mogła  na jęknięcie mego dziecięcia. Słyszę. Pojękiwanie i delikatny odgłos wiercenia - oznaki głodu, zapowiedź przebudzenia, płaczu. Wstaję, by przygotować butlę (kryzys laktacyjny). Dziecko już krzyczy, leciutkie krople łez spływają z wolna po czerwonych licach. Biorę maleństwo na ręce, lulam i tulę do piersi by powstrzymać łzy, od których moje serce się kraja. Butelka gotowa. Idę z kruszyną do łóżka, podaję mleczko. Spokój. Za oknem nadal księżyc koloruje świat światłem. A do uszu dobiega mnie jedynie rytmiczny odgłos połykania. Intensywny, równy i szybki, by za chwil kilka osłabnąć i stracić się. Dziecię najedzone. Jeszcze chwila przytulania na pozbycie się niechcianego powietrza z brzuszka. Kładziemy się. Oczy pieką, głowa pulsuje, dając znać, że nie była to pora na pobudkę. I moment gdy dziecięca, mała główka wtula się do piersi, rączka maleńka chwyta jedną połę koszuli, jakby w obawie przed odejściem jej właścicielki, uśmiech malowany na już śpiącej twarzyczce. Chwila, widok, które wynagradzają wszystko.

wtorek, 4 września 2012

Manicure niemowlaka.

Nożyczki, czy cążki? Kwestia gustu, ja
wybieram cążki - lepiej mi się nimi
operuje :) Jednak jak ktoś woli nożyczki
należy pamiętać, że muszą mieć
zaokrągloną końcówkę.  
    Kilka razy już zostałam zapytana jak i czy w ogóle obcinam Bubusiowi paznokcie. Wiadomo, te małe drapaczki obciąć trzeba, bo inaczej maluszek podrapie sobie buzię. Wiadomo? Jednak nie wszystkim :/ Gdzieś na forum wyczytałam, że od tego są łapki niedapki, a paznokcie łamią się same... Ech... Jeszcze inne mamy boją się obcinać, więc obgryzają (!) swoim dzieciom paznokcie.
Wbrew pozorom niemowlęcy manicure jest to nie lada wyczyn, zwłaszcza, jak mamy do czynienia z  ruchliwym urwisem. Jak więc wykonać tę konieczność? Ja ratuję się cycem, przy którym i cążki nie są straszne. Albo zwyczajnie obcinam pazurki jak Mały śpi, bardzo delikatnie, powoli i długo... :)