wtorek, 24 lipca 2012

Niegrzeczne dziecko...

    Idą ulicą, wracając z zakupów. Kobieta w średnim wieku, córka lat... może dwadzieścia i syn córki kilkuletni. Idą i przykuwają oczy przechodniów - ci patrzą, słyszą i nie dowierzają. Córka tupiąc idzie przodem, płacząc, krzyczy, krzycząc płacze. Histeryzuje. Że dziecko ma niegrzeczne, że zlać na ulicy nie może, bo jej mama nie pozwoli, że jej dziecko ma ją w dupie. Kobieta w średnim wieku - mama - tłumaczy. Że nie tędy droga, że dziecko się wychowuje, że to nie zabawka, że to i tamto. Pół drogi tak szli, córka krzycząc, matka tłumacząc. Wtem odezwał się syn córki: - mamusiu ne deneruj sie, plose. Bez skutku niestety. Dochodząc do bloku, syn córki znowu zabrał głos:
- mamusiu, weź mie za rącke
- nie
- plose (żałosnym głosem)
- nie mam rąk, nie widzisz, noszę te cholerne zakupy.
- ale plose, baldzo plose
- nie i koniec - córka, która jest równocześnie mamą wywrzeszczała ostatecznie.
Na to syn córki  zalał się łzami, nie żałował, przy tym gardła. Chyba wystraszył się krzyku mamy. Ale cel osiągnął. Mama za rącke  wzięła, i poszli do domu.
Syn córki się nauczył, że na mamę działa nie prośba, lecz płacz. A córka nadal się dziwi, że dziecko ma niegrzeczne. Tym czasem kobieta w średnim wieku - mama - babcia, załamuje ręce. A ja się pytam kto tu jest niegrzecznym dzieckiem?


piątek, 20 lipca 2012

Bubusiowe postępy.

    Dzisiaj właśnie po raz pierwszy, całkowicie samodzielnie nasz Bubuś przewrócił się z plecków na prawy bok. Przy okazji przepełznął w poprzek łóżeczka ;) Potrafi również leżąc na brzuszku oprzeć się na przedramionach i dość długo rozglądać się po otoczeniu. Uśmiecha się przy każdej lepszej okazji. Nawet ostatnio uśmiecha się pierwszy i czeka na odpowiedź (do tej pory tylko obserwował twarz i odpowiadał na uśmiech), zaczyna się nawet śmiać tupiąc nogami i trzepocząc rączkami.  Ale nauczył się również robić tak zwaną "podkówkę", po czym obserwuje i czeka  na odpowiedź (czyt. weźmie na ręce, czy nie weźmie na ręce;)). Staram się wtedy do niego uśmiechać, żeby się rozpogodził, raczej unikam brania go na ręce w takich sytuacjach. A do tego ślini się, ślini i ślini, bierze do buzi wszystko co pod ręką: kocyk, tetra, rękawek swój, ramiączka mamy, ręcznik, pościel itd. I głuży coraz głośniej domagając się zainteresowania.
 Ślinię się, śśślinięęęę...



- Mamo! Nie rób mi więcej zdjęć!

środa, 18 lipca 2012

    Jak przeczytałam notkę Dziewczyny M o dbaniu o wygląd, przypomniała mi się  pewna historia z mojego życia, kiedy to ja postanowiłam dbać o swój wizerunek choćby nie wiem co. I po prostu nie mogłam się oprzeć, żeby jej wam nie opowiedzieć (napisać).
     Pewnego sobotniego popołudnia (dodam, że byliśmy już po ślubie, a ja nie byłam jeszcze nawet w ciąży), jak co tydzień zebraliśmy się szybko z Misiakiem by wyjść na targ. Wrzuciłam na siebie byle dresy, poczesałam włosy, wyszorowałam ząbki. Misiak zarzucił dżinsy, koszulkę co ją miał na wierzchu, przemył buzię i zęby i poszliśmy - ja niepomalowana, on z dwudniowym zarostem. A co tam, przecież na targ żeśmy szli, a nie na jakiś bal. Na miejscu szliśmy spokojnie trzymając się za ręce, podeszliśmy do stoiska z jakimiś ciuchami. Przebieramy, oglądamy, właścicielka stoiska się przygląda. Rozmawiamy, Misiak do mnie - kochanie, chciałabyś to?, ja: - no nie wiem. A właścicielka oka z nas nie spuści. Przebieramy dalej, gadamy do siebie. A ona nadal się gapi i już zaczęła mnie irytować. Mąż chciał mi coś kupić (już nie pamiętam co), zapytał więc o cenę. Nie zgadniecie co usłyszeliśmy, jak baba nadal się gapiąc w końcu przemówiła... - "to kosztuje tyle i tyle złotych, a ja musza sie zapytać, czy wy jesteście mąż i żona, czy ojciec i córka". Zastrzeliła mnie kobieta tym pytaniem. Oczywiście odeszliśmy nie kupując nic. Byłam zszokowana i oburzona chyba przez tydzień. Od tamtej pory jak się nie ubiorę i nie umaluję chociaż minimalnie, to z domu się nie ruszę. Koniec i kropka.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Nauki przed chrzcielne.

    Kto to wymyślił i po co to komu? Podobno obowiązkowe nie są, ale poszliśmy, bo przecież możemy dowiedzieć się jakichś cennych informacji. Przybyliśmy i pożałowałam niemal od razu. Na przywitanie ksiądz    wygłosił pouczenie, iż w kościele wydaje się świadectwo chrztu i zaświadczenia, że dana osoba może być chrzestną tudzież chrzestnym, a są to dokumenty, a nie świstki. Idąc za ciosem ksiądz pozwolił sobie nadmienić, że niestety coraz częściej rodzice dzieci chrzczonych zapominają o ofierze, a przecież za wydanie dokumentów w urzędach różnego rodzaju trzeba zapłacić. Ciągnąc temat dowiedzieliśmy się, że "wbrew tego co mówią politycy, księża podatki płacą" i "naprawdę kościół nic nie dostaje od miasta". Przemowa ta trwała jakieś dziesięć minut, a ja miałam wrażenie, że siedzę w ławie przysięgłych i wysłuchuję mowy końcowej oskarżonego. Następnie nastąpiła mowa retrospekcyjna dotycząca dzieciństwa owego księdza. Oczywiście znowu kapłana poniosło. Dowiedzieliśmy się jak to było źle za czasów Gomułki i jakim wzorowym rodzicem był ojciec księdza. Na sam koniec dopiero został przedstawiony pospiesznie schemat sakramentu. Cały ten teatr trwał nie więcej jak pół godziny, a mogliśmy siedzieć w domu z synkiem.

środa, 11 lipca 2012

Kołysanki.

    Pamiętam jak jeszcze ja byłam dzieckiem i byłam układana do snu. Do dziś rozbrzmiewa mi w uszach głos mojego taty, który z talentem aktora, mocnym głosem czytał mi baśnie Andersena. Pamiętam też mamę, która śpiewała mi kołysanki - utulanki. Aż miło wracać do tych wspomnień. Dlatego postanowiłam ostatnio, że Kubuś (zwany przez nas pieszczotliwie Bubusiem) też będzie zasypiał przy dźwiękach czytanych baj i nutach kołysanek. I nie ważne, że mamusia nie ma talentu wokalnego, przecież mój synek to nie juror w idolu, a co! Dobre wspomnienia z rodzinnego domu. Na pewno będziemy się starać, żeby nasz największy  skarb  miał ich jak najwięcej  ;)   Nawiasem mówiąc moja ulubiona kołysanka to: "Ach śpij kochanie"

    Ps. Wózek już mamy nowy, dziś zaliczyliśmy od razu pierwszy spacer :D Czekałam na ten moment jak małe dziecko. Muszę przyznać, że to była bardzo dobra decyzja. Pierwszy spacer nową bryką był świetny, ale opinię o nim wysmaruję jak trochę nim pojeżdżę ;)

czwartek, 5 lipca 2012

Nowa bryka Malucha.

    Wczoraj rano Kubusiek po raz pierwszy samodzielnie przekulał  się z plecków na brzuszek i z powrotem. Był przy tym taki nieporadny że aż słodki. A ja byłam z niego taaaka dumna. Staram się go teraz jak najczęściej kłaść na łóżku, albo na podłodze na macie edukacyjnej, żeby sobie mógł ćwiczyć. Nawet teraz leży sobie w swoim łóżeczku i wykręca nóżkami na wszystkie strony. Rośnie chłopak w oczach, Już ma we wózku coraz mniej miejsca.
A propos wózeczka. Kupiliśmy na allegro nowy. Wcześniejszy mieliśmy używany odkupiony za śmieszne pieniądze i doprowadza nos do szału. Skrzypi niemiłosiernie, ma skrzywioną ramę i znosi go na lewy bok. Jest wielki jak dom i ciężki jak koń. Przy czym ani odrobinę zwrotny. Ma cztery pompowane koła co jest plusem, ale tylko do jazdy na wprost, o wygodnym i łatwym skręcaniu nie ma mowy. Na pierwszy rzut oka nie było nic widać, by coś z nim było nie tak. Na szczęście nie zapłaciliśmy za niego dużo...
Gdy już postanowiliśmy, że zmienimy ten nieszczęsny wózek, znowu poczułam się jak wtedy, gdy byłam jeszcze w ciąży i miałam wybrać tyle rzeczy o których prawie nic nie wiedziałam. Zastanawialiśmy się nad kupnem również używanego, ale bałam się, że też się okaże nietrafionym wyborem.
Dla leniwych wklejam obrazek rzeczonego wózka ;) 
 Bardzo mi się podobały wózki firmy Mutsy Urban Rider, ale... No właśnie trochę tych ale było: po pierwsze, nie stać nas na nowy wózek tej marki, a używany mógłby się okazać wysłużony. Po drugie, akcesoria do niego są astronomicznie drogie. Po trzecie, wózek ten wydaje się być skąpy i ubogi w przestrzeń dla dziecka i w przestrzeń na zakupy. I w końcu po czwarte (i to zaważyło o odrzuceniu tej marki): nie wyobrażam sobie wnosić go po schodach, wjechać tym bardziej, bo jak? Bałabym się że się złamie :D






Powróciłam więc z chmur na ziemię i przyglądnęłam się starej dobrej polskiej firmie Tako ;) Chciałam kupić jakiegoś jumpera x , bo moja koleżanka ma takiego i bardzo sobie chwali. Ale jak zobaczyłam to cudo - stwierdziłam, że muszę go mieć :D ;) A Misiak był wniebowzięty, że w końcu się na coś zdecydowałam i nie będzie musiał już jeździć starym gratem. Nowa bryka Kubusia przyjedzie do nas w poniedziałek, albo wtorek. Już czekam :D