czwartek, 26 stycznia 2012

Nocne wieści.


Ten obrazek od razu skojarzył mi się z synkiem kuzynki ;)
    Wczoraj po pierwszej w nocy moja kuzynka urodziła swoje czterokilogramowe maleństwo ;) Nad ranem dostaliśmy mmsa z jego zdjęciem. Jest śliczny. Aż nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę już na żywo naszego szkraba. Takie malutkie, delikatne, różowe, zawiniątko ;)
A do tego czasu... remont pomału, ale sukcesywnie sunie naprzód. Ja nadal siedzę nad projektem "miś", wycinam, rzeźbie, kleję itd. Mam nadzieję, że wyjdzie tak jak sobie to wyobraziłam.



wtorek, 24 stycznia 2012

Jestem dumna z męża.

   Siedzę w domu. Jest cisza i spokój. Za oknem oprószone na biało drzewo. A ja rozmyślam o moim kochanym mężu. Misiak pojechał z rana do szpitala, do swojego chirurga na wizytę i po kolejne L4. Teoretycznie mógłby wrócić do pracy, bo fizycznie wszystkie rany się zagoiły. Ale przecież rany na ciele to nie wszystko. Psychicznie też należy mu się odpoczynek, a przy okazji mamy czas dla siebie. Ja nadal miewam czasami tuż przed zaśnięciem, lub tuż przed przebudzeniem migawki z tamtego feralnego dnia. Słyszę jego głos, jak dzwonił do mnie, żeby powiedzieć co się stało. Smutek, to za małe słowo żeby określić to co wtedy czuję. Ale szybko mi przechodzi. Patrzę na uśmiechniętą twarz mojego męża i żal ustępuje miejsca dumie. Obserwuję dzień po dniu jak mój ukochany radzi sobie swoimi siedmioma palcami tak jakby nigdy nic się nie stało. Jakby się taki urodził. Wychodzi do ludzi, otwarcie rozmawia, żartuje jak dawniej. Przycina profile, przykręca płyty kartonowo-gipsowe bez słowa marudzenia.  Nic się nie zmieniło.  Jestem z niego dumna, że tak dzielnie to wszystko zniósł. Kocham go najmocniej na świecie i cieszę się, że to właśnie z nim dzielę życie.

niedziela, 22 stycznia 2012

Do ginekologa na klachy?

   W piątek wieczorem mieliśmy wizytę u ginekologa. Wchodzimy z Misiakiem, witamy się z lekarzem. Wizyta ta już którąś z kolei była, tak więc lekarz już nas rozpoznaje. Standardowo pada pierwsze pytanie: " I co słychać", "cóż, wszystko w porządku, nic niepokojącego się nie dzieje " - zeznałam zgodnie z prawdą. I nastąpiła cisza, z tych niezręcznych. "No to co? Dowiem się czegoś od Ciebie, czy mam trochę ciągnąć za język i pytać" - przerwał milczenie ginekolog. Zapytał uprzejmie i ze szczyptą humoru, a mimo to zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie niż dotąd. Pierwszą na myśl odpowiedzią przyszło mi zdanie: "Tak , tylko o czym ja do cholery opowiadać, skoro nic się nie dzieje? :/". Jakoś atmosfera się rozluźniła i lekarz popytał o to i tamto, przeszliśmy na usg, pooglądaliśmy synka trochę na ekranie, potem jeszcze kilka pytań i uregulowawszy rachunek pożyczyliśmy dobrej nocy i wróciliśmy szczęśliwie do domu.
I tak sobie teraz rozmyślam, że do następnej wizyty jakoś się chyba postaram bardziej przygotować. No bo przecież o czymś z tym lekarzem rozmawiać muszę, od tego go w końcu mam :) A swoją drogą jestem ciekawa o czym dyskutują inne ciężarne odwiedzając tego lekarza miesiąc w miesiąc tak jak ja.

   W weekend za to ruszyliśmy trochę z remontem kącika dla maluszka. Już nie mogę się doczekać efektu. Porwałam się trochę z siekierą na słońce i postanowiłam zrobić ozdobę na ścianę o kryptonimie Miś. Będzie to konstrukcja misia z naklejonych na siebie warstw płyt kartonowo-gipsowych. Trudno mi to opisać, ale może zrobię jakieś fotki i wrzucę jak już skończę... Zobaczymy.

czwartek, 19 stycznia 2012

Szkrab się rozkopał ;)

    Nasz mały, kochany Skarbek  zaczyna coraz bardziej rozrabiać. Potrafi już dość mocno kopnąć mamusię w pęcherz. Wyczuwa obecność swojego tatusia, jak trzyma rękę na moim brzuszku. Wita się z tatusiem kopniakiem. Mieliśmy ubaw po pachy, kiedy jakiś czas temu mój mąż przyłożył dłoń do bucha po lewej stronie, tam gdzie synek się wylegiwał. Kopnął Misiaka kilka razy, więc przełożył rękę na prawą stronę bucha. Ku mojemu zaskoczeniu, Bąbel przepłynął na drugą stronę i nadal kopał tatę po dłoni. A kto wie, może przybijał mu piątkę? ;) Wzruszyłam się wtedy niemal do łez. Myślałam o tym jak będziemy oczekiwać na Jego pierwsze słowa, kroki, śmiech. Z tak zapartym tchem, z jakim oczekiwaliśmy na pierwsze ruchy, na każde z kolei usg. Ciąża to wspaniały okres dla mnie jako kobiety i dla nas jako małżeństwa. Jutro mam kolejną wizytę u ginekologa. Znowu zobaczymy naszego Szkraba na ekranie usg ;)

niedziela, 15 stycznia 2012

Który krem na rozstępy?

   Jak tylko się dowiedziałam, że jestem w ciąży, zaczęłam się rozglądać za kremami przeciwko rozstępom. Jestem  niską, drobną kobietą, nie brakuje mi krągłości, ale nigdy nie miałam brzucha. Stan mojej skóry też nie był przygotowany na ciążę. Nie mogę powiedzieć, żebym miała skórę elastyczną i nawilżoną, czyli taką jaka powinna być. W takim stanie rozstępy są zjawiskiem naturalnym, więc postanowiłam jak najszybciej zacząć działać.

Udałam się więc do apteki, gdzie farmaceuta polecił mi krem na rozstępy fissan.Używałam go i wszystko było dobrze. Fissan jest bardzo tłusty i tym samym niezbyt przyjemny w użyciu, ale za to skuteczny. Mogę go szczerze polecić. Dosłownie czuć jak doskonale nawilża i natłuszcza skórę, co eliminuje całkowicie uczucie dyskomfortu związanego z rozciąganiem się tego organu. Okazało się niesetety, że fissan został wycofany z produkcji i nigdzie nie mogę go dostać. Musiałam poszukać innego kosmetyku.

Znalazłam krem na rozstępy przeznaczony dla kobiet w ciąży Gerber. Jest on lekki i szybciej się wchłania. Mniej z nim roboty ze względu na konsystencję. No i ma przyjemny zapach. Jest nawet dość wydajny. Cena tegoż produktu jest również bardzo przyzwoita. Tak jak w przypadku fissanu, przy używaniu kremu Gerbera swędzenie i uczucie napięcia skóry jest nieodczuwalne.

Przeleciał im przez ręce (a raczej przez brzuszek)  krem firmy AA. I tu nastąpiło niemiłe rozczarowanie. Zazwyczaj byłam bardzo zadowolona z kosmetyków tej firmy, zwłaszcza z kremów do opalania. Ale krem na rozstępy w moim przypadku raczej się nie sprawdził, niestety. Wchłaniał się bardzo szybko, miałam wrażenie nawet, że za szybko. Bo po kilku godzinach już odczuwałam potrzebę nakremowania się ponownie. Skóra na brzuszku mnie nieprzyjemnie swędziała, była napięta i rozciągnięta. A używałam go jakoś w połowie I trymestru, wiec brzuszek wtedy wcale nie był jeszcze taki duży.


czwartek, 12 stycznia 2012

O smakach, czyli - Ja chcę czekoladkę!

    Wczoraj obejrzeliśmy już  lepszy film. Komedię, w końcu trochę się pośmiałam i nawet plecy mi tak strasznie nie dokuczały, uffff. A Misiak sprezentował mi pączka ;) Okropny łasuch się ze mnie zrobił. Zawsze lubiłam słodycze, ale nie do przesady. Raz na jakiś czas coś sobie słodkiego wszamałam i tyle. A teraz jak nie zjem dziennie choćby czekoladowego cukierka, czy kromki chleba z Nutellą, to jestem chora, jak na głodzie. O fajkach już dawno zapomniałam, choć było ciężko na początku. Ale nawet brak nikotyny mną tak nie trząsł, jak teraz brak czekoladki. Chodzą za mną ostatnio naleśniki na słodko. Z bananem, albo brzoskwinią i koniecznie z polewą czekoladową. Chyba wiem co będzie jutro na obiad :D Na początku ciąży jadłam ogórki konserwowe i śledzie, teraz sama wsunę całą czekoladę, cały czas moim najlepszym przysmakiem są grejpfruty, ciekawe na co mnie będzie brało w ósmym, albo dziewiątym miesiącu?  Aż strach myśleć.

    Zaczynamy pomalutku remont pokoju, w końcu nowo narodzony też musi mieć jakiś kąt dla siebie. Mieszkamy sobie z Misiakiem na jednym pokoju, z dość obszerną wnęką. I tam też chcemy postawić łóżeczko i zrobić Małemu kącik dla niego i jego rzeczy. Plan cały jest opracowany chyba ze czterdzieści razy. Co, gdzie, jak i w jakim kolorze. Zakupiliśmy już panele, ale muszą poczekać na swoją kolej. Najpierw trzeba przygotować ściany, zrobić elektrykę i podwiesić sufit. W remoncie będzie nam pomagał mój brat, a znając jego tempo, obawiam się, że będziemy robić wszystko na wariata, na ostatnią chwilę. Ale jestem dobrej myśli, w końcu do kwietnia jeszcze trochę czasu zostało.

środa, 11 stycznia 2012

Kolejny zwykły dzień.

    Brzuszek mam już sporych rozmiarów. Dzisiaj zmieniłam kurtkę na nieco szerszy  płaszcz. Bo w kurtce zamek jakoś się już źle dopinał ;) Płaszczyk jest co prawda troszkę cieńszy, ale na szczęście zima w tym roku zrobiła sobie wakacje. I bardzo dobrze ;) Dla mnie tak jest zdecydowanie lepiej. Nie muszę się ubierać na w grube i ciężkie rzeczy, ani kupować kurtki w rozmiarze XXL, w której przechodziłabym tę jedną, jedyną tylko zimę. Ostatnio zaczęły mnie męczyć coraz bardziej uporczywe bóle pleców. Ciężko mi spokojnie wysiedzieć nawet jak oglądamy półtoragodzinny film. A żeby tego było mało, bolą i puchną mi też stopy i łydki. Wczoraj wieczorem położyliśmy się z Misiakiem i włączyliśmy "Hanna", przebolałam jakoś ten film z pleców na boczek, z boczku na plecy itd. i z przykrością stwierdzam, że film tego warty nie był. Absolutnie do gustu mi nie przypadł. Brakowało w nim akcji, dynamiki i logiki moim zdaniem, no i Misiaka zdaniem oczywiście również. A nie zawsze jesteśmy tacy zgodni. Może dzisiaj uda nam się obejrzeć coś ciekawszego mam nadzieję. Wczoraj nawet Misiak zafundował mi krótki, ale za to bardzo relaksujący masażyk znienacka. Tak, tego mi było trzeba :D Mam nadzieję, że nie była to ostatnie taka dawka niespodziewanej przyjemności tego typu.

środa, 4 stycznia 2012

Co nowego u małego. I jego mamusi.

   Po wszystkich ostatnich stresach bałam się trochę o naszego maluszka. Taka dawka nieprzespanych nocy mogła mu zaszkodzić. Na szczęście jednak wszystko okazało się być w jak najlepszym porządku. Podczas ostatniej wizyty u ginekologa znowu podglądaliśmy małego wiercipiętę. Myślałam, że pozwijam się ze śmiechu, ale musiałam się powstrzymywać, bo gdy się śmiałam obraz usg był niewyraźny. Patrzyliśmy na twarzyczkę, obok była rączka i palec w nosie ;) A tuż obok rączki - niespodzianka, maleńka stópka z piętą tuż przy zamkniętym oczku. Tak sobie pływał, poskładany jak paragraf nasz maleńki synek, który ma już ponad pół kilograma. Niby nie dużo, a jednak leżąc na plecach czuję już jego ciężar. Czuję też jak się rusza, kopie i wywija coraz mocniej i coraz wyraźniej. Zwłaszcza wieczorem jak się położę i rozluźnię. Lub tak jak teraz, gdy siedzę zgięta przy komputerze i maluch ma mało miejsca, rozpycha się jakby krzyczał: "ej, ja też tu jestem i chcę mieć wygodnie!!!". Kilka razy nawet wyczułam jak męczyła go czkawka, ale to ponoć dobrze, bo maluszek w ten sposób ćwiczy sobie płuca i przygotowuje już do oddychania. Synek coraz większy to i bucho rośnie. Jest już dość znaczny i nie ukrywam, że  już trochę zaczyna mi przeszkadzać. Na przykład przy zmywaniu naczyń. Uczucie zimnego blatu kuchennego smyrającego mnie akurat po wystającym pępku nie należy do przyjemności. Ale to nic. Takie tylko małe niedogodności.

wtorek, 3 stycznia 2012

Nowe zminay na Nowy Rok.

Przeprowadziłam się tu z onetu, co prawda tam też długo nie gościłam, ale to wystarczyło, żeby zorientować się, że blogger ma wiele więcej możliwości. Nosiłam się z tym zamiarem już od jakiegoś czasu. W końcu, po przerwie w blogowaniu, przy okazji Nowego Roku postanowiłam przenieść się właśnie tutaj.